Stały wzrost gospodarczy, stały spadek ryzyka w finansach - to kolejne bardzo dobre wieści banku centralnego Islandii. Kraju, który w ciągu czterech lat przeniósł się z przysłowiowego gospodarczego piekła do nieba. Jak podkreśla zachodnia prasa ekonomiczna - dzięki innym metodom niż te stosowane teraz w eurostrefie.
Była jesień 2008 roku. Trzy tygodnie po bankructwie Lehmann Brothers rząd Islandii ogłosił, że trzy duże banki - Kaupthing, Glitnir i Landsbankinn - zadłużone w sumie na 85 mld dolarów, są niewypłacalne.
Liczący zaledwie 320 tys. mieszkańców kraj pogrążył się w jednym z największych kryzysów gospodarczych w swojej historii.
Cztery lata później
Dziś gospodarka Islandii znowu ma się dobrze. Wystarczy spojrzeć na dynamikę PKB: -6,6 proc. w 2009 r., -4 proc. w 2010 r., a w tym roku ma być już 2,1 proc. - na plusie. To dużo lepiej, niż w przypadku części krajów UE - podkreśla "La Tribune".
Cztery lata temu deficyt budżetowy sięgał 13,5 proc. PKB, w 2013 r. Islandczycy mają już wyjść pod tym względem na zero - zapowiada premier Johanna Sigurdardottir.
Bezrobocie, które podskoczyło do prawie 8 proc. w 2010 r. powinno spaść do około 5 proc. w 2013 r. Nadzwyczajna pożyczka z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości 2,1 mld dolarów została spłacona przed terminem.
Jak to się stało?
W walce z kryzysem Islandia obrała zupełnie inną drogę niż ta, którą strefa euro podąża od 2010 r. Reykjavik nawet nie próbował ratować banków. Trzy giganty, których skumulowane bilanse dziesięciokrotnie przewyższały PKB kraju, nie zostały dokapitalizowane.
Zamiast ratować banki, bezwzględnie ścigano winnych krachu finansistów, stawiając im zarzuty. Same banki zostały znacjonalizowane. Reykjavik nie próbował ratować interesów wierzycieli zagranicznych jak i krajowych.
Sukcesem okazała się dewaluacja korony, która wyniosła aż 70 proc. Oczywiście wywołało to inflację, która w 2009 r. wyniosła 18 proc. w skali rocznej. W latach 2009-2010 trzeba było ograniczyć wzrost płac. W pierwszym roku kryzysu korona islandzka straciła wobec euro aż 80 proc. Boleśnie uderzyło to w mieszkańców wyspy, bo bardzo dużo produktów musi ona importować.
Program nieortodoksyjny
Wprowadzona przez rząd kontrola nad przepływem kapitału zostanie prawdopodobnie uchylona w przyszłym roku.
W sierpniu ub.r. rząd ogłosił pomyślne zakończenie programu odbudowy gospodarczej. Programu, który chwalił noblista Paul Krugman i MFW.
Rząd przeniósł punkt ciężkości z sektora bankowego do bardziej tradycyjnych gałęzi gospodarki, jak rybołówstwo i turystyka. Pomógł w tym spadek wartości waluty.
Islandzki Hollywood
Ale szuka się też nowych możliwości - choćby w produkcji filmowej. - Tylko nasze projekty przyniosły łącznie 24 mln dolarów dochodu, co było w tym najgorszym okresie ważnym zastrzykiem finansowym dla gospodarki - mówi Margret Reykdal z firmy produkującej filmy. To Islandczycy produkowali m.in. filmy Bena Stilera "The Secret Life of Walter Mitty" i "Oblivion" z Tomem Cruise'm.
Choć Islandia ma zaledwie 320 tys. mieszkańców, zarejestrowanych tam jest ponad 7 tys. firm klasyfikowanych w sektorze twórczości artystycznej. - Nie będę zaskoczony, jeśli ta gałąź gospodarki stanie się największym źródłem PKB Islandii w ciągu 15-20 lat - mówi profesor ekonomii Agust Einarsson.
Unia? Raczej nie...
Wcześniej Islandii bardzo spieszyło się do UE, ale obecnie bank centralny sugeruje, że powinno się spowolnić procesy integracyjne, które ruszyły w 2010.
Gdyby dziś wejście do Unii rozstrzygało się w referendum, Islandczycy prawdopodobnie powiedzieliby "nie". Przykład Grecji i Hiszpanii działa odstraszająco, a ostatnie lata pokazały, że wyspiarze sami radzą sobie nawet lepiej, niż skostniała Unia.
Autor: //gak / Źródło: ekonomia24.pl, "La Tribune", digitaljournal.com
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC-BY-SA 3.0) | Greg Weber