Cena gazu sprzedawanego przez Gazprom do Europy zależy głównie od politycznych sympatii i stopnia energetycznego uzależnienia od dostaw z Moskwy. Im dalej na Zachód, tym gaz jest tańszy. Nic więc dziwnego, że Polakom bardziej niż np. Brytyjczykom zależy na wspólnych negocjacjach z rosyjskim koncernem.
Ponad 525 dolarów płaci Polska za tysiąc metrów sześciennych gazu, tak było w połowie 2012 roku i z tego okresu pochodzą ostatnie dane Gazpromu. Czechy płacą porównywalną kwotę za gaz czyli 503 dol. za tys. m sześc., a Bułgaria 501 dolarów.
Najmniej korzystny kontrakt zawarła z Gazpromem Macedonia (564 dol.). Zdecydowanie niższe ceny za gaz wynegocjowały kraje Zachodniej Europy. Niemcy płacą 379, Holandia 371, a Wielka Brytania 313 dol. za tysiąc metrów sześciennych.
Ważny podział
Wystarczy spojrzeć na mapę gazowych cen Europy, aby znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego Zachodowi tak bardzo nie zależy na unii energetycznej, jak Polsce. Otóż zachodnie państwa już teraz płacą za niebieski surowiec zdecydowanie mniej niżeli kraje w centralnej i wschodniej części kontynentu. Wbrew rynkowej logice więcej płacą kraje położone bliżej dostawcy, chociaż na cenę surowca składają się m.in. jego transport i wykorzystanie rurociągów. Wynika to przede wszystkim z głębokiego uzależnienia od surowca krajów Europy Środkowo-Wschodniej, dostarczanego przez Gazprom i braku alternatywy, bo ta wymagałaby budowy kosztownej infrastruktury.
W czwartek w Brukseli Donald Tusk w czasie debaty nt. bezpieczeństwa energetycznego stwierdził, że cena gazu na giełdzie (260 dolarów za tysiąc metrów sześciennych) ma się nijak do tego ile płacą państwa Unii Europejskiej. - Różnicy w cenie nie wynikają z odległości od dostawy do odbiorcy, ale politycznych celów dostawcy - przekonywał Tusk.
Dlatego jego zdaniem tak ważne jest stworzenie unii energetycznej, która negocjując wspólne ceny gazu dla krajów Eurolandu może uzyskać zdecydowanie niższą cenę. - Różnice w cenie od samego dostawcy dla różnych krajów wynoszą nawet 40 proc. - podkreślił Tusk.
Śladem Chin?
Podpisany w czwartek gazowy kontrakt Chin i Rosji jest oceniany jako sukces pierwszego z mocarstw. To Władimirowi Putinowi bardziej zależało na sfinalizowaniu umowy, aby pokazać Europie, że nie jest jedynym odbiorcą surowca. W ramach negocjowanego ponad 10 lat kontraktu Rosja dostarczy 38 mld metrów sześciennych gazu przez 30 lat. Według szefa Gazpromu dostawy do Chin rozpoczną się w ciągu 4-6 lat od wejścia umowy w życie.
- Chińczycy mogą stawiać twarde warunki i egzekwować korzystne rozwiązania dla siebie, bo są gigantycznym biorcą gazu. Unia Europejska mogłaby spokojnie uzyskiwać podobne rezultaty, gdyby prowadziła negocjacje jako wspólnota. To jest lekcja dla tych, którzy nie bardzo wierzą w sens wspólnych zakupów gazu - powiedział w czwartek Tusk.
Granica opłacalności
Na razie nie wiadomo, jaką cenę bazową zapisano w dokumencie. Pytany o to po uroczystości w Szanghaju prezes Gazpromu Aleksiej Miller odmówił odpowiedzi, zasłaniając się tajemnicą handlową. W poniedziałek dziennik "Izwiestija" podawał jednak, że cena bazowa wyniesie 350-380 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Mniej w UE płaci tylko Wielka Brytania - 313 dolarów za 1000 metrów sześciennych.
Autor: msz//gry / Źródło: TVN24 BiS