Skarb Państwa wciąż nie otrzymał pieniędzy od inwestora stoczni w Gdyni i Szczecinie. Wątpliwości inwestora wzbudzić miał list od Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni. - Ten list to sabotaż - stwierdził minister Grad i dał inwestorowi dodatkowy czas do 17 sierpnia. Inwestor twierdzi jednak, że list nie miał wpływu na brak płatności.
Szef Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego w Polsce Lech Wydrzyński kieruje datowany na 15 lipca list do katarskiego funduszu QInvest (inwestor nowopowstałej spółki Stocznie Polskie) i Qatar Islamic Bank (gwarant transakcji). List został przesłany także do emira Kataru oraz polskiego prezydenta, premiera i ministra skarbu. Do listu dotarła TVN24.
W liście Stowarzyszenie ostrzega inwestora, że pewne składniki majątku Stoczni Szczecińskiej Nowa mają poważne wady prawne. Wydrzyński pisze też, że stocznia "powstała z majątku Stocznia Szczecińska Porta Holding SA, przejętego w sposób bezprawny/przestępczy".
"Istnieją powody by przypuszczać, że Stocznia Szczecińska Nowa SA stała się w latach 2003-2009 działającą na wielką skalę pralnią brudnych pieniędzy, jako że budowane wówczas statki były sprzedawane po cenie zaniżonej o 30-50 proc. (...), podczas gdy kwotę rządowej pomocy udzielonej stoczni w tamtym okresie szacuje się na ponad milion euro. Znakomita część tej pomocy mogła trafić do osób prywatnych" - czytamy dalej.
Autorzy listu zwracają też uwagę inwestorowi, że zakup mienia o tak niejasnej przeszłości może stać w sprzeczności z Koranem, ponieważ "Muzułmanin ma zakaz sprzedaży rzeczy, gdy wie, że posiada ona wady i nie poinformuje o nich".
"Niech żyją ludzie, którzy nie zgrzeszyli przeciwko wam. Nie dajcie się zwieść pokusie łatwego zysku. To czego potrzebuje świat, to etyczny ekumenizm wśród tych, którzy wierzą w Boga jedynego" - kończy swój list Stowarzyszenie.
Na antenie TVN24 Wydrzyński przyznał, że faktycznie jest autorem listu i wysłał go do inwestorów w zeszłym tygodniu. Nie dostrzega jednak związku listu z faktem, że na konta Agencji Rozwoju Przemysłu nie wpłynęło niemal 400 mln zł od inwestora Stoczni Polskich. Termin wpłaty minął we wtorek o północy.
Niech żyją ludzie, którzy nie zgrzeszyli przeciwko wam. Nie dajcie się zwieść pokusie łatwego zysku. To czego potrzebuje świat, to etyczny ekumenizm wśród tych, którzy wierzą w Boga jedynego. list
Sprawa dla prokuratury i ABW
- Ten list to jawna próba sabotażu transakcji sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie - ocenił minister Aleksander Grad. Szef resortu skarbu potwierdził, że katarski inwestor wciąż nie przesłał pieniędzy na konto Skarbu Państwa, właśnie dlatego że list wzbudził jego wątpliwości.
- Inwestor poprosił o dodatkową analizę prawna i więcej czasu - powiedział Grad. Jak dodał, MSP przystało na te warunki i przełożyło ostateczny termin wpłaty niemal 400 mln zł na 17 sierpnia.
- Według nas te zastrzeżenia w liście nie mają podstaw prawnych, ale zostały napisane w taki sposób, ze wzbudziły wątpliwości inwestora - zaznaczył. Dodał, że "takie działania szkodzą całemu procesowi" i opóźniają sfinalizowanie sprzedaży majątku stoczni, co oznacza, że przesuwa się moment, kiedy inwestor będzie mógł rozpocząć tam działalność.
Jak powiedział Grad, jutro złoży wniosek do prokuratury i ABW, aby te zbadały sprawę listu, a także - "dla porządku" - sprawy w liście podnoszone.
List nie miał wpływu?
Problem w tym, że prezes Polskich Stoczni (spółki, która ma zarządzać stoczniami w imieniu inwestora) Jan Ruurd de Jonge o liście nic nie wie. - Nie mogę komentować tej sprawy. Nic nie wiem o liście, o którym mówił minister Grad. Ten list nie został przekazany inwestorowi stoczni - stwierdził w rozmowie z TVN CNBC Biznes.
- Powodem, dla którego poprosiliśmy o przedłużenie terminu jest trwająca jeszcze analiza zagadnień prawnych związanych z podpisaniem kontraktu - zaznaczył.
"List szaleńców"
Listem zdziwiony jest jednak szczeciński polityk PO Sławomir Nitras. - Zastanawiam się, dlaczego znajdują się tacy ludzie, którzy chcą zaszkodzić stoczniom. Myślę, że to jest jakieś pismo szaleńców. Nie zdziwiłbym się, gdyby Agencja Rozwoju Przemysłu wytoczyła tym panom proces, bo to działanie na szkodę spółki - powiedział w TVN24. - Nie zdziwiłbym się, gdyby tu była inspiracja jakiejś partii politycznej - dodał.
Mariusz Błaszczak z PiS powiedział, że "list jest zaskakujący, ale zaskakuje też sytuacja związana z prywatyzacją stoczni". - Do dnia dzisiejszego pan minister Grad nie wyjaśnił nam wszystkich okoliczności związanych z procesem prywatyzacji. Kilkanaście dni temu jedna z gazet opublikowała artykuł o tym, że cała ta transakcja ma różne dziwne powiązania z dywersyfikacją dostaw energii - dodał.
Zdziwiony sytuacją jest też Jacek Kantor, przewodniczący NSZZ Solidarność Stoczni Szczecińskiej Nowa. - Jesteśmy zaskoczeni tym listem i jego rangą - powiedział w rozmowie z TVN24.
Kim są Obrońcy Stoczni
Szczecińskie Stowarzyszenie Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego w Polsce powstało jesienią 2008 roku. Osoby je reprezentujące działają od lat na rzecz byłych akcjonariusz Stoczni Szczecińskiej Porta Holding, która w latach 2001-2 upadła, a na jej majątku powstała Stocznia Szczecińska Nowa. Wyodrębnione części majątku tej ostatniej zostały teraz sprzedane katarskiemu QInvest.
Szefowie Stowarzyszenia, w tym Wydrzyński, podważają prawomocność decyzji o upadłości Stoczni Szczecińskiej Porta Holding i w licznych procesach dochodzą przywrócenia składników jej majątku byłym akcjonariuszom, których liczbę szacują na 8.000. Twierdzą, że Stocznia Szczecińska Porta Holding mogłaby zostać sprzedana "inwestorowi ze Skandynawii", a pracownicy zarabialiby w niej pieniądze rzędu 70 proc. wynagrodzenia w stoczniach Skandynawiii.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24