- Nie było afery stoczniowej, bo być jej nie mogło - mówił w Sejmie minister skarbu Aleksander Grad. Pytał też o sens istnienia CBA, "skoro jej szef, ten superszpieg, na kolanie pisze oskarżenia". Robienie na kolanie procesu sprzedaży stoczni zarzucał z kolei Gradowi poseł PiS Marek Suski, który - aby resort zdążał ze wszystkim na czas - podarował Gradowi zegar.
Szef resortu skarbu na wniosek klubu PiS przedstawił na forum Sejmu informację w sprawie sprzedaży majątku obu zakładów. Posłowie opozycji pytali ministra m.in. o to, co się stało z wadium, które wpłacił główny inwestor stoczniowy oraz czy inwestor z Kataru rzeczywiście istniał.
- Prawdą jest, że mi osobiście, całemu rządowi i panu premierowi zależało na tym, aby dla polskich stoczni, a tak naprawdę dla aktywów postoczniowych znaleźć inwestora, który publicznie deklarowałby, że chce budować tam statki. To był nasz cel, do którego wszyscy zmierzaliśmy. Bardzo aktywnie i intensywnie nad tym pracowaliśmy, aby taki inwestor się znalazł - mówił w Sejmie Grad.
Ale o co chodzi?
- Co nam zarzucacie? - pytał polityków PiS Grad. – To, że nie było inwestora, czy że go faworyzowaliśmy? Według niego kalendarium spotkań z przedstawicielami inwestora z ostatniego roku, które na stronie internetowej resortu wisi od początku października, pokazuje, że inwestor istniał. - A czy go faworyzowaliśmy? Jak mogliśmy go faworyzować, skoro nie było nikogo innego chętnego na zakup kluczowych aktywów stoczni?
Minister podkreślił, że odbyło się 37 przetargów na każdą część stoczni Gdynia oraz 18 przetargów na aktywa stoczni Szczecin. Wyjaśnił, że na kluczowe aktywa związane z produkcją stoczniową był tylko jeden inwestor - Greenrights. Dodał, że Komisja europejska kazała rządowi sprzedać stocznie bez żadnych warunków, czyli każdemu i pod dowolną działalność. - A inwestor 1 czerwca zdeklarował, że będzie budował statki - powiedział Grad.
Wadium wciąż na kontach
Zapewnił, że na kontach bankowych stoczni Gdynia i Szczecin znajduje się wpłacone przez katarski fundusz wadium w łącznej wysokości ponad 36 mln zł. - Rozpuszczacie państwo plotki od dłuższego czasu, że wadium zostało zwrócone (inwestorowi - red.). Wadium zgodnie z procedurą, w sposób prawidłowy, zostało wpłacone przez fundusz. Do tej pory leży ono na rachunkach bankowych stoczni Gdynia i Szczecin, ponad 36 mln zł - powiedział. Dodał, że dysponuje oświadczeniem od zarządcy kompensacji, które to potwierdza.
Minister Grad odniósł się również do kwestii dotyczącej udziału Abdula Rahmana el Assira w procesie sprzedaży majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. Według doniesień "Wprost", Assir był jedną z głównych postaci w sprawie procesu sprzedaży majątku stoczni. Jednocześnie miał też domagać się od MSP zwrotu prowizji za sprzedaż polskiej broni wyprodukowanej przez Bumar SA. Media podawały wcześniej, że Assir to libański handlarz bronią, z którego konta wpłacono wadium za stocznie.
- Prawdą jest, że on z ramienia inwestorów z Bliskiego Wschodu brał udział w niektórych spotkaniach w Agencji Rozwoju Przemysłu i Ministerstwie Skarbu Państwa - przyznał Grad. Dodał, że Bumar ma zaległe zobowiązania z ostatnich kilku lat w stosunku do firm z krajów Bliskiego Wschodu na kwotę ok. 60 mln dol. - Te długi powstały za rządów PiS - podkreślił.
Grad zaznaczył, że w wyniku negocjacji Bumaru z bliskowschodnimi partnerami wynegocjowano ugodę na 13 mln dol. Resort Skarbu nie zatwierdził Bumarowi tej ugody w momencie sprzedaży majątku stoczni, bo zostałoby to wykorzystane przez opozycję - podkreślił minister. Dodał też, że nie należy łączyć sprzedaży stoczni z ugodą Bumaru.
Aleksander Grad zapowiedział, że przygotował list do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którym opisuje proces sprzedaży zakładów w Gdyni i Szczecinie.
Superszpieg z raportem na kolanie
W przemówieniu Grada dostało się też byłemu szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu. - Jaki jest cel funkcjonowania CBA, skoro jej były szef, ten superszpieg, badał jakąś inną sprawę przez kwiecień, maj, czerwiec, a zaczął to czytać w czerwcu po wakacjach i gdy zorientował się, że coś jest nie tak, to naprędce, na podstawie strzępów rozmów z innej sprawy, sformułował oskarżenie w sprawie stoczni - pytał Aleksander Grad.
- To, co powiedział Kamiński ostatnio, że nikt nie występował do CBA o nadzór tej transakcji jest kłamstwem - dodał. Podkreślił, że sam o to prosił. - Inne służby przesyłały pożyteczne informacje, a CBA nie - zakończył.
Inwestorzy z sieci
Argumenty te jednak nie satysfakcjonowały posłów PiS. – Wielokrotnie pytaliśmy skarb państwa o los stoczni. Także na dzisiejszej komisji skarbu, na której nie było pana ministra. Może szukał w internecie nowych inwestorów? - ironizował poseł Marek Suski z Prawa i Sprawiedliwości.
Wypominał, że ze strony resortu płyną sprzeczne informacje, a cała transakcja prowadzona była naprędce. – Manipulując przy przetargach, nawet psuliście zegar w internecie, żeby ten jakiś tam inwestor mógł wygrać. Więc żebyście mogli dalej prowadzić internetowe przetargi, to mam dla pana ministra prezent – powiedział Suski i wyciągnął z kieszeni marynarki mały, żółty budzik.
– Ministerstwo skarbu ma zegar zepsuty, więc proszę, panie ministrze – powiedział Suski. Aleksander Grad z lekko wymuszonym uśmiechem zegar przyjął.
Zapewnienia na ucho
Z kolei inny poseł PiS Antoni Macierewicz mówił, że „w czasie ostatnich ośmiu miesięcy byliśmy świadkami klimatu fajerwerków, kłamstwa, domniemań i oszukiwania opinii publicznej”. - Faktem jest jednak, że stocznie nie zostały sprzedane. Z dorobku pokoleń Polaków zostały ruiny – stwierdził Macierewicz.
Pan mówił, że statki będą produkowane, tyle, że żaden Katarczyk, żaden Izraelczyk, czy żaden handlarz bronią nigdy tego Polakom nie powiedział maciora do grada
Joachim Brudziński (PiS) mówił z kolei, że Grad przechodzi do historii jako ten, który zlikwidował przemysł stoczniowy w Polsce. - Czy nie jest panu za to wstyd? - pytał.
Natomiast Romuald Ajchler z Lewicy mówił, że minister skarbu "zakpił sobie ze stoczniowców".
Nowy przetarg
Obecnie rząd organizuje nowy przetarg w sprawie głównych aktywów stoczni Gdynia, który odbędzie się 26 listopada i zakładu w Szczecinie - 27 listopada. Majątek stoczni gdyńskiej i szczecińskiej będzie sprzedawany odpowiednio w 11 i 7 przetargach. Inwestorzy będą mieli czas do 18 listopada na wpłacenie wadium uprawniającego do udziału w przetargach.
Szef sejmowej komisji skarbu Tadeusz Aziewicz (PO) powiedział w czwartek w Sejmie, że stocznie w Gdyni i Szczecinie mogą jeszcze znaleźć inwestora, który stworzy wiele miejsc pracy nie tylko na wybrzeżu. Potrzebny jest jednak odpowiedni klimat wokół tego przedsięwzięcia - mówił. - Jesteśmy w trakcie procesu sprzedaży aktywów naszych stoczni. Od jego powodzenia zależy istnienie wielu miejsc pracy. Jeżeli uda się poprawić klimat wokół tego przedsięwzięcia, szanse na jego sukces wzrosną - powiedział Aziewicz.
Minister Grad poinformował, że do tej pory stoczniowcy z Gdyni i Szczecina otrzymali odpowiednio: 1178 i 2379 ofert pracy, z czego w Gdyni odrzucono 242 oferty, a w Szczecinie - 700. Podkreślił, że rząd dba o byłych pracowników obu stoczni, ponieważ szuka inwestora, który będzie chciał prowadzić tam działalność gospodarczą, w tym stoczniową.
Stoczniowa porażka
Główne części majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie wylicytował w maju zarejestrowany na Antylach Holenderskich Fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights. Inwestor wpłacił wadium w wysokości 8 mln euro, a potem rozpoczął procedurę rejestracji w Polsce spółki, która miałaby zarządzać majątkiem obu stoczni. Początkowo pieniądze za stocznie miały wpłynąć do 21 lipca, ale firma poprosiła resort skarbu o przesunięcie terminu do 17 sierpnia. Powodem miał być list Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni, w którym napisano m.in., że stocznia w Szczecinie mogła być "pralnią brudnych pieniędzy". Pieniądze jednak nie wpłynęły. Później nad przejęciem aktywów stoczni zastanawiała się katarska rządowa agencja Qatar Investment Authority, ale ostatecznie wycofała się z inwestycji.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24