Ograniczenia produkcji, masowe zwolnienie, postojowe - z takimi problemami borykają się prawie wszystkie firmy. Ale nie tyski Fiat, który nie nadąża z produkcją i prace nawet w niedzielę. Związkowcy zaapelowali jednak do załogi, aby bojkotowali pracę w niedzielę, póki nie dostaną podwyżek.
Szefowa Solidarności w zakładzie Wanda Stróżyk podkreśla, że wezwanie do bojkotu pracy w niedzielę to wspólna inicjatywa działających tam związków. Przypomniała, że związki nie zgodziły się na pracę w niedzielę, a pracodawca zdecydował o tym arbitralnie. - Atmosfera w zakładzie jest bardzo napięta. Dyrekcja od dawna unika rozmów o pakiecie ekonomicznym na ten rok, m.in. o podwyżkach wynagrodzeń, mimo tego, że fabryka pracuje pełną parą, także w soboty i niedziele. W wielu przypadkach trzeba pracować 13 dni bez przerwy - powiedziała Stróżyk.
"To jest nasz czas"
Rzecznik Fiat Auto Poland Bogusław Cieślar nie zgodził się z zarzutami związkowców, dotyczącymi braku rozmów ze związkami. Jak powiedział, spotkania z wszystkimi działającymi w zakładzie centralami związkowymi odbywają się cyklicznie. Przypomniał, że w ubiegłych latach, kiedy nie było kryzysu w motoryzacji, co roku załoga fabryki otrzymywała podwyżki.
Zdaniem rzecznika, w obecnej, niepewnej sytuacji rynkowej tyska fabryka, produkująca małe, ekonomiczne i ekologiczne samochody, na które jest obecnie popyt, tym bardziej powinna wykorzystać okres wyjątkowej koniunktury na swoje produkty. Pojawił się on w momencie wprowadzenia na niektórych rynkach dopłat za złomowanie starych samochodów i zakup nowych - tak jest np. w Niemczech.
Rzecznik potwierdził, że w związku z dużą ilością zamówień fabryka pracowała na jedną zmianę kilka niedziel. Zapewnił, że pracownicy, którzy np. z powodów rodzinnych nie chcieli pracować, po zgłoszeniu tego faktu byli zwalniani z takiego obowiązku.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24