W I kwartale liczba upadłości wzrosła o 11 proc. w porównaniu z tym samym okresem sprzed roku – wynika z badań Euler Hermes, o których pisze "Rzeczpospolita". Najwięcej firm z problemami jest na Mazowszu i Śląsku, ale fala bankructw zaczęła się już rozszerzać poza duże ośrodki.
Już 105 firm ogłosiło upadłość w pierwszym kwartale 2009 roku – wynika z raportu firmy ubezpieczeniowej Euler Hermes, do którego dotarła „Rz”. Jak jednak zapowiada gazeta, wkrótce będzie jeszcze gorzej, bo tendencja wzrostowa dopiero się zaczyna. – Rozpatrzenie wniosków upadłościowych złożonych na początku roku może zająć kilkanaście tygodni. Liczba upadłości może znacznie się zwiększyć w kwietniu lub w maju – twierdzi Tomasz Starus, dyrektor działu oceny ryzyka w Euler Hermes.
O tym, jak duży może to być wzrost, świadczy piramida wniosków w warszawskim sądzie upadłościowym, największym w Polsce: od początku roku do 27 marca wpłynęło ich 112, czyli blisko dwa razy tyle, ile rok wcześniej.
Taką sytuacją nie jest zdziwiony Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. – Wiele firm było tworzonych na czas gospodarczej prosperity. Nie sprawdziły się w trudnych warunkach – tłumaczy w rozmowie z "Rz".
Najwięcej w mazowieckim...
W pierwszym kwartale najwięcej firm zbankrutowało w województwach mazowieckim (21) i śląskim (15) - pisze "Rz". To regiony zdominowane przez eksporterów, w których kryzys uderzył najmocniej i najwcześniej. Ale efekty szybko zaczęły się rozszerzać poza największe ośrodki gospodarcze – zmniejszyły się bowiem zamówienia od liderów branż, wzrosły za to opóźnienia w płatnościach.
W porównaniu z ubiegłym rokiem prawie dwukrotnie wzrosła liczba bankructw na Dolnym Śląsku, a trzykrotnie na Warmii i Mazurach, gdzie kłopoty przeżywają zakłady branży drzewnej i meblarskiej. Zwiększa się też liczba plajt z powodu opcji walutowych: dokładnie przed tygodniem sąd ogłosił upadłość Krośnieńskich Hut Szkła. Miesiąc wcześniej z tego powodu upadło Elwo, spółka z grupy Rafako.
Według Euler Hermes największy udział w puli upadłości (31 proc.) mają firmy produkcyjne. Ale od stycznia zwiększył się udział przedsiębiorstw usługowych (z 16 do 24 proc.) oraz firm zajmujących się sprzedażą detaliczną. To zły prognostyk, bo w obu sektorach większość stanowią małe firmy rodzinne, a te często nawet nie mają pieniędzy na postępowanie upadłościowe. – Gdy bessa się nasila, po prostu znikają z rynku, a statystyki nawet tego nie obejmują – mówi "Rz" Grzegorz Błachnio, analityk Euler Hermes.
...i w branży metalowej
Patrząc przez pryzmat branż, można zaobserwować stopniowe rozszerzanie się problemu. Od początku roku pogorszyła się kondycja branży metalowej. Upadło aż 11 firm produkcyjnych oraz cztery dystrybucyjne. To m.in. efekt zapaści w motoryzacji i budownictwie: pierwsza mocno przycięła zamówienia, drugie zużywa mniej stali zbrojeniowej.
Źle dzieje się także w branży tekstylno-odzieżowej, gdzie splajtowało osiem firm, w tym dwie hurtownie. Ten sektor zawsze był zagrożony tanią konkurencją z Azji, ale do tej pory sobie radził. Teraz jednak dobija go załamanie popytu na rynku krajowym. Efektem było ogłoszenie dziesięć dni temu upadłości firmy Molton zależnej od Monnari, a w ubiegłym tygodniu wniosek upadłościowy Galerii Centrum - pisze na pierwszej stronie "ziemonej" części gospodarczej "Rz".
Nie tak źle?
Jednocześnie jednak wydaje się, że najgorsze już za nami. Na swej kolejnej stronie "Rzeczpospolita" donosi, że w marcu firmy miały już więcej zamówień z kraju i zagranicy i więcej produkowały. Takie dane przynosi najnowsze badanie koniunktury przygotowanego przez Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH. Pytani orzez ankieterów przedsiębiorcy przewidują, że wzrost utrzyma się przez następny kwartał.
Prof. Elżbieta Adamowicz, szef instytutu, przypomina, że drugi kwartał zawsze jest dobrym okresem dla przemysłu. Przyznaje jednak, że obecne ożywienie będzie znacznie słabsze niż w zeszłym roku. W marcu 2008 r. produkcja wzrosła o 9 proc. w stosunku do marca 2007. – Firmy widzą poprawę, ale jednak większość, bo ponad 80 procent, krytycznie ocenia stan gospodarki – dodaje prof. Adamowicz.
Trzeba poczekać
Z oceną, czy przemysł wpadł w recesję, radzi poczekać dwa miesiące. – Ale w tym roku siła czynników sezonowych jest słabsza niż cyklicznych. Jeśli tak będzie przez najbliższe dwa – trzy miesiące, będziemy mogli mówić o recesji w przemyśle.
O tym, że przemysł ma poważne kłopoty i jest w fazie recesji, przekonany jest już prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów. Przypomina, że w lutym produkcja obniżyła się w 25 z 34 branż przemysłu, a w kilku działach eksportowych, w tym metalowym czy motoryzacyjnym, spadki produkcji przekraczają 30 proc. - pisze "Rz".
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu