- Rząd polski stara się zachować spokój wobec tego, co dzieje się ze złotym. Ale po konsultacjach z ministrem finansów i z ekspertami nie ukrywam, że jeśli granica pięciu złotych za jedno euro zostanie przekroczona, to podejmiemy decyzję o sprzedaży euro - powiedział na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu premier Donald Tusk. Prezydent Lech Kaczyński popiera deklarację rządu, ekonomiści są jednak wysoce sceptyczni.
- Złotówka zbliżyła się do szczytu swoich możliwości, jeśli chodzi o osłabianie się. W jakiejś perspektywie należy spodziewać się umacniania się złotego. I chcielibyśmy wykorzystać ten moment na sprzedaż euro - powiedział Donald Tusk.
Pieniądze, o których mówił premier, to zaliczka z Unii Europejskiej w wysokości 7 mld euro na realizację projektów, które spoczywają na kontach Narodowego Banku Polskiego. - Zakładaliśmy, że prawdopodobnie część euro poprzez rynek trafi do beneficjentów. Jest wielce prawdopodobnie, że ten proces rozpoczniemy już teraz - powiedział premier.
Po tej deklaracji złoty umocnił się nieco na rynku walutowym, ale tylko na chwilę. O godzinie 15.35 jedno euro kosztowało 4,86 zł, a frank szwajcarski 3,28 zł. Po chwili jednak euro znów podrożało o 6 groszy, a frank o 4 grosze.
Prezydent pospieszył z poparciem
Prezydent Lech Kaczyński pospieszył premierowi z poparciem dla zapowiedzianej interwencji, choć - jak powiedział - może okazać się spóźniona.
- Deklaracja premiera jest słuszna, pytaniem jest tylko, czy nie spóźniona - powiedział na wtorkowej konferencji prasowej w Dębicy prezydent.
Lech Kaczyński pytany o działania rządu w obliczu kryzysu ocenił, że "poszedł on drogą klasycznie liberalną, poprzez cięcia". - Można powiedzieć, że w warunkach kryzysu jest realizowana funkcjonująca od wielu lat idea reformy finansów publicznych - dodał prezydent.
Podkreślił, że jest zaniepokojony cięciem środków na takie dziedziny działalności państwa, jak policja czy wojsko.
Lech Kaczyński zapowiedział, że te problemy będą omawiane podczas zwołanego przez niego na 25 lutego szczytu społecznego, z udziałem związków zawodowych, pracodawców, samorządowców oraz ekonomistów.
"Zajmiemy się opcjami"
Premier zapowiedział też, że za tydzień będzie gotowy harmonogram działań rządu w sprawie pomocy firmom, które podpisały z bankami umowy na opcje walutowe. Wyjaśnił, że chodzi o pomoc m.in. organizacyjną wtedy, gdy firmy (dotknięte skutkami opcji walutowych) będą dochodziły swoich praw. - Ustaliliśmy z wicepremierem Pawlakiem, że nie podejmiemy żadnych działań, które przerzuciłyby na budżet, czyli na podatnika, skutki tych podpisanych przez firmy kontraktów - powiedział premier.
Wicepremier Waldemar Pawlak liczył, że rząd zajmie się projektem ustawy, która zakładała nawet unieważnienie umów opcyjnych, we wtorek. Komitet Rady Ministrów nie zarekomendował jednak rządowi tego projektu.
Interweniować, czy nie?
Na temat zapowiedzianej przez premiera interwencji na rynku walutowym ekonomiści mają bardzo zróżnicowane poglądy. Rynek powie "sprawdzam" - ostrzegają jedni. "To szkodliwe dla gospodarki" - mówią inni. Premier zagrał ryzykownie - złoty może jeszcze się osłabić - dodają.
Rynek powie "sprawdzam"?
Rafał Antczak, wiceprezes Delloite, uważa, że deklaracja premiera Donalda Tuska ma szansę powodzenia, ale tylko jeśli rząd jest rzeczywiście gotowy do interwencji.
- Taka wypowiedź może trochę odstraszyć spekulantów. To rozbija konsensus inwestorów, niszczy spójny front na osłabianie złotego. Premier musi być jednak gotowy na to, że rynki powiedzą „sprawdzam”. Jeśli cena euro rzeczywiście przekroczy 5 zł, rząd musi spełnić swoją deklarację, czyli sprzedać na rynku unijną walutę. Gdyby inwestorzy przekonali się, że Donald Tusk rzucił słowa na wiatr i nie zamierza interweniować, byłoby to zachętą do dalszego osłabiania naszej waluty – mówi Rafał Antczak.
Interwencje zaszkodzą
Wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski uważa, zapowiedź premiera Donalda Tuska o interwencji na polskim rynku jest wyjątkowo szkodliwa dla gospodarki.
- Oznacza to, że premier nie rozumie tego co się stało za naszą wschodnią granicą, kiedy premierowi Rosji wydało się, że za kilkaset miliardów dolarów można obronić pozycję rubla - argumentował Sadowski. Dodał, że na wzmocnienie rubla w Rosji wydano ponad 200 miliardów dolarów i nie udało się tego zrobić. Przytoczył przykład z początku lat 90., kiedy brytyjski rząd bronił funta przed atakiem mającym wyrwać go ze Wspólnego Mechanizmu Walutowego, wydał gigantyczne kwoty, a funta i tak nie udało się obronić.
- Żaden rząd nie dysponuje środkami, by obronić wartości swojej waluty - tłumaczył i dodał, że taka deklaracja jest tylko zachętą do spekulacji.
Może być bardzo niebezpiecznie
Analityk walutowy z domu maklerskiego X-Trade Brokers Przemysław Kwiecień, wypowiedź Tuska jest "ryzykowna" i może spowodować, że za euro będziemy niedługo płacić nawet ponad 5 zł. Ocenił on, że lepiej by było, gdyby premier powiedział jedynie, że rząd planuje taką interwencję, a nie wyznaczał konkretny kurs, przy którym taka interwencja nastąpi.
- Jest to o tyle niebezpieczne, że kiedy rynek poradzi sobie z takim oporem 5 zł za euro, to może dojść do przeświadczenia, że rząd nie ma siły sprawczej na tym rynku - powiedział.
Na interwencje już za późno
- W obecnej sytuacji rząd niewiele może zrobić. Jest już trochę późno na ratowanie złotego. Sytuacja wymknęła się spod kontroli" - powiedział PAP Ryszard Petru.
Rząd już ponad tydzień temu zapowiadał, że podejmie stosowne kroki, aby zapobiec spadkowi naszej waluty, ale nie działał. - To ośmieliło do dalszej spekulacji na złotym - dodał Petru.
- Teraz rynek sprawdzi, na ile rząd jest silny. Chce zobaczyć, na jakim poziomie będzie ta interwencja i w jakich kwotach - wyjaśnił ekonomista.
Źródło: TVN24, pb.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP