Pierwsza sesja w nowym tygodniu na Wall Street przyniosła ostrą przecenę akcji, gdyż słabe dane o aktywności w przemyśle postawiły pod znakiem zapytania trwałość ożywienia amerykańskiej gospodarki. Na zamknięciu Dow Jones Industrial spadł o 2,08 proc., a S&P 500 zniżkował o 2,28 proc., a Nasdaq Comp. spadł o 2,61 proc.
Silne spadki w poniedziałek spowodowały, że S&P 500 przełamał istotne techniczne wsparcie na poziomie 1.770 pkt. Bruce Bittles, główny strateg inwestycyjny z RW Baird, wskazuje, że kolejnym wsparciem dla tego indeksu jest 1.708 pkt. Z kolei indeks Dow po raz pierwszy od końca grudnia 2012 roku spadł poniżej 200-dniowej średniej kroczącej. Nasdaq spadł poniżej psychologicznej bariery 4 tys. punktów.
Złe dane PMI
Wskaźnik aktywności w przemyśle amerykańskim spadł w styczniu do 51,3 pkt. z 56,5 pkt. w poprzednim miesiącu. Dane okazały się znacząco poniżej oczekiwań, gdyż analitycy spodziewali się indeksu na poziomie 56,0 pkt.
- Taki raport budzi strach wśród inwestorów, zwłaszcza wobec zbliżającej się publikacji danych o bezrobociu w najbliższy piątek - powiedział Adres Garcia-Amaya, strateg rynków globalnych z JPMorgan Funds.
Jego zdaniem, inwestorzy będą musieli rozstrzygnąć, czy warto już teraz wziąć część zysków z akcji, czy jeszcze chwilę poczekać. Dodał, że ostatnie problemy państw rozwijających się stały się katalizatorem ostrej wyprzedaży na giełdach w USA w ciągu kilku poprzednich sesji.
Indeks PMI, określający koniunkturę w amerykańskim sektorze przemysłowym, przygotowywany przez Markit Economics, wyniósł w styczniu 53,7 pkt. wobec 55,0 pkt. miesiąc wcześniej. Analitycy oczekiwali wskaźnika na poziomie 53,8 pkt.
Co stoi za spadkami?
Indeks S&P 500 stracił w styczniu ponad 3,6 proc., a do sprzedaży akcji inwestorów skłaniały obawy o kondycję rynków wschodzących oraz ich stabilność finansową wobec ograniczania skali programu luzowania ilościowego przez Rezerwę Federalną. W styczniu Fed, już po raz drugi, zdecydował się na obniżenie skali skupu aktywów w ramach programu luzowania ilościowego o 10 mld USD miesięcznie.
Słaby sentyment na rynkach to również efekt obaw o kondycję chińskiej gospodarki wobec sygnałów niekontrolowanego rozrostu szarej strefy bankowej w tym kraju oraz niepewnej sytuacji politycznej i niepokoi społecznych w takich krajach jak Tajlandia, Turcja czy Ukraina.
Co czeka inwestorów?
- Spadki na giełdach w USA w styczniu nie znaczą, że gracze powinni pozbyć się akcji - uważa Sam Stovall, główny strateg ds. rynków akcji w S&P Capital IQ. Część analityków jest zdania, że zachowanie giełd w styczniu jest wyznacznikiem, jak będzie wyglądać koniunktura w całym roku. - Nawet jeśli wskaźniki spadają w styczniu, to potem rosną przez dalszą część roku o ponad połowę - wskazuje Stovall.
Wielu inwestorów styczniowe spadki na giełdach jednak zaniepokoiły. - Wydaje się, że inwestorzy mogą się spodziewać na giełdach większej zmienności i skromnych zwrotów na akcjach - ocenia Terry Sandven, główny strateg ds. rynków akcji w U.S. Bank Wealth Management. - Potrzeba lepszych wyników spółek, aby podbić indeksy, a do tego niezbędna jest poprawa w gospodarce - dodaje.
- Gospodarki rozwinięte radzą sobie lepiej, wydaje się jednak, że rynki akcji wyceniły już tę poprawę. Konieczny jest wzrost zysków spółek, jeśli mają być możliwe dalsze zwyżki na giełdach. Przed rynkiem akcji nierówna droga, spodziewamy się jednak, że jej wzrostowy kierunek zostanie zachowany – ocenił John Haynes, kierujący działem badań rynkowych w Investec Wealth & Investment.
Co zrobi Fed?
Richard Fisher, szef oddziału Fed w Dallas powiedział, że Rezerwa Federalna powinna w dalszym ciągu ograniczać skalę kupowanych miesięcznie obligacji, pomimo ostatnich spadków na światowych giełdach i wyprzedaży walut krajów zaliczanych do rynków wschodzących. W jego opinii Fed powinien patrzeć na realną gospodarkę, a nie na ceny akcji na Wall Street. Jak zauważył, gospodarka USA wykazuje stały progres, a ceny akcji są wyższe niż przed rokiem, dlatego nie ma powodu, żeby Fed ograniczał tempo taperingu.
Autor: msz//gry / Źródło: PAP