- W warszawskim Wilanowie, przy wysokim standardzie, koszt postawienia mkw. dochodził już do 5 tys. zł. Dzisiaj budujemy za 3,7 tys. zł, a sprzedajemy za 7 – 8 tys. zł, o dwa tys. taniej niż "na górce" - mówi "Rzeczpospolitej" Wojciech Ciurzyński, prezes spółki Polnord. I dodaje, że ceny jeszcze spadną.
Zdaniem Wojciecha Ciurzyńskiego na rynku mieszkaniowym jest jeszcze miejsce na 10-procentową obniżkę cen. Zwłaszcza, że wciąż obniżają się koszty budowy jednego metra kwadratowego. Od szczytu hossy spadły one o ok. 20 proc. Tanieją materiały budowlane, robocizna i ziemia pod inwestycje - ta nawet o 40 proc.
- Nowe budynki, które będziemy budowali, będą jeszcze tańsze. Za jakiś czas możemy nawet obserwować sytuację, kiedy ceny w nowych inwestycjach będą niższe niż na rynku wtórnym - mówi Ciurzyński. - Duzi deweloperzy, którzy przeżyli kryzys i mają pieniądze, wygrają. Bo teraz będą mogli budować dużo taniej. W cennikach nowych inwestycji będzie to wkrótce widać - dodaje.
W rękach banków
Ze słów szefa Polnordu wynika też, że główny wpływ na rynek będzie miała postawa banków. Dlatego deweloperzy coraz częściej z nimi współpracują. - Z kilkoma bankami negocjujemy nawet umowy o kredyty hipoteczne, w których częściowo będziemy partycypować. Zdajemy sobie sprawę, że banki muszą podnosić marże. Zatem część marż bierzemy w koszty i klient dostaje atrakcyjną propozycję. Udało się już z Nordeą, negocjujemy z PKO BP - mówi Ciurzyński.
Nie bez znaczenia jest też pomoc rządu. - Doskonale sprawdza się też program "Rodzina na swoim". Deweloperzy, którzy mają mieszkania spełniające wymogi tego programu, nie narzekają na sprzedaż. A ten pomysł wspólnych ofert z bankami daje jeszcze jedno – zachęca banki do śmielszego kredytowania zakupu mieszkań - uważa Ciurzyński.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24