Ministerstwo gospodarki Bułgarii zarządziło wstrzymanie w kraju wszelkich prac nad projektem budowy gazociągu South Stream, który ma dostarczać rosyjski gaz do Europy Środkowej i Południowej z pominięciem Ukrainy. Resort poinformował o tym we wtorek.
Jest to drugie tego typu zarządzenie szefa resortu w ciągu niespełna dwóch tygodni. Zaraz po objęciu urzędu 6 sierpnia minister Wasił Sztonow zarządził wstrzymanie wszystkich prac nad South Streamem do czasu, kiedy wszystkie szczegóły projektu zostaną uzgodnione z Komisją Europejską.
Podniesienie kapitału
Jednak w ubiegłym tygodniu Bułgarski Holding Energetyczny zezwolił na dwukrotne podniesienie kapitału spółki South Stream Bulgaria i w poniedziałek nowa wielkość kapitału została wpisana do krajowego rejestru handlowego. Po podwyżce kapitał wynosi 397 mln lewów (ok. 200 mln euro). We wtorek ministerstwo podało, że zaskarży tę decyzję do sądu.
Podniesienie kapitału nie oznacza jeszcze rozpoczęcia budowy, lecz zezwala na kontynuację prac przygotowawczych, co jest sprzeczne z rozporządzeniem ministra - podkreślił resort w komunikacie.
Spółka South Stream Bulgaria została powołana po podpisaniu bułgarsko-rosyjskiego porozumienia w 2012 roku. Ma zorganizować, sfinansować i zrealizować budowę bułgarskiego odcinka gazociągu. Po 50 proc. udziałów mają w niej Bułgarski Holding Energetyczny oraz Gazprom.
Stary rząd dał zgodę
Podniesienie kapitału spółki nie jest jedynym faktem, świadczącym o tym, że oświadczenie poprzedniego premiera Płamena Oreszarskiego z 8 czerwca o wstrzymaniu prac nad South Streamem do czasu usunięcia zastrzeżeń Komisji Europejskiej w rzeczywistości nie było przestrzegane. W przedostatnim dniu swojej pracy ustępujący rząd wydał zezwolenie na budowę terminalu i stacji kompresorowej dla South Streamu pod Warną.
Oświadczenie Oreszarskiego było związane z uruchomieniem procedury o naruszenie unijnego prawa wobec Bułgarii. Ma to związek z wyborem inwestora bułgarskiego odcinka South Stream. KE uważa, że Bułgaria złamała zasady wewnętrznego rynku UE dotyczące przyznawania zamówień publicznych.
Zmieniony został rosyjski inwestor. Zamiast spółki Strojtransgaz, należącej do objętego amerykańskimi sankcjami rosyjskiego biznesmena Giennadija Timczenki, bułgarski odcinek ma budować spółka córka Gazpromu - Centrgaz. W lipcu otworzyła ona przedstawicielstwo w Bułgarii.
Z pominięciem Ukrainy
Liczący 3600 km South Stream to wspólny projekt Gazpromu i włoskiej firmy ENI, który ma zapewnić dostawy rosyjskiego gazu do Europy Środkowej i Południowej z pominięciem Ukrainy. Przepustowość South Streamu ma wynieść 63 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Rura ma prowadzić z Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii. Ma to być kolejny, po Nord Stream, rurociąg omijający Ukrainę. Bułgarski lądowy odcinek South Streamu długości 540 km ma mieć trzy stacje kompresorowe i jedno 59-kilometrowe odgałęzienie. Koszty jego budowy szacuje się na na 3,7 mld euro. Udział Bułgarii ma sfinansować Gazprombank, kredyt będzie spłacany wpływami z opłat za tranzyt gazu. Bułgarskie władze, zaniepokojone możliwością wstrzymania dostaw gazu przez Ukrainę, od których Sofia jest uzależniona prawie całkowicie, popierają projekt. Podkreślono to i w najnowszym komunikacie Ministerstwa Gospodarki i Energetyki. "Tymczasowy rząd popiera projekt South Stream na terytorium bułgarskim, lecz jego realizacja może nastąpić jedynie pod warunkiem przestrzegania unijnych reguł" - wskazał resort.
Autor: ToL//bgr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Arch. TVN24