Bojkotem konsumenci chcą ukarać firmy lub ich właścicieli za niewłaściwe praktyki, zachowanie, a nawet poglądy. Klienci coraz częściej głośno mówią o bojkocie, bo ułatwia im to internet. Często też na krzyku kończy się. Wiele akcji wygasa po kilku dniach i okazuje się nieskutecznych.
W ostatnim czasie głośnym echem odbił się bojkot konsumencki piwa Ciechan. Wszystko dlatego, że szef browaru Marek Jakubiak wulgarnie skomentował fakt, iż bokser Dariusz Michalczewski wziął udział w kampanii wspierającej środowiska LGBT. Biznesmen zaatakował sportowca, a w sieci zawrzało.
Polityczne piwo
Na Facebooku szybko zaczęły pojawiać się strony zachęcające do bojkotu lub wręcz przeciwnie - do picia większej ilości piwa Ciechan. Wszystko dlatego, że spór był przede wszystkim światopoglądowy i dzielił konsumentów zgodnie z ich przekonaniami.
Oburzeni klienci ogłaszając bojkot nie do końca zdają sobie jednak sprawę, że często może być on też reklamą. Tak też było w przypadku Ciechana. W sieci pełno było głosów internautów, którzy nigdy o piwie nie słyszeli, a dowiedzieli się właśnie z informacji o bojkocie.
Dziś trudno oszacować, czy z powodu tego zamieszania właściciel piwnej marki zyska, czy straci. Pewne jest jedno, że polityczną pianę na tej sprawie ubiły i środowiska lewicujące, i konserwatywne. Ostatecznie mało, kto odniósł się do tego co w przypadku tego produktu najważniejsze, czyli jego jakości.
Nie tylko Ciechan
Na początku roku równie wielkim echem odbił się bojkot konsumencki marek należących do spółki LPP. Chodzi marki odzieżowe Reserved, Cropp, House i Mohito, które wyceniono na ponad 500 mln złotych.
To właśnie prawa do tych marek spółka przeniosła na Cypr, a następnie do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Cel to mniejsze podatki. W internecie huczało. Pojawiło się wówczas wiele głosów nawołujących do bojkotu produktów firmy. Część internautów przekonywała, że LPP płacąc podatki za granicą chce oszukać polskich podatników. Spółka zareagowała natychmiast i wydała oświadczenie, że "LPP S.A., prowadząc sprzedaż w 11 krajach Europy Środkowej i Wschodniej, około 90 proc. należnych podatków ze swojej działalności wpłaca do budżetu państwa polskiego".
Efektem sprawy było stworzenie w Ministerstwie Finansów specjalnej ustawy, która ma uniemożliwić polskim firmom unikania podatków. O tej sprawie pisaliśmy więcej.
Bez skutku?
Bojkot konsumencki okazał się jednak nieskuteczny. W lutym spółka wydała komunikat na temat swoich dochodów w miesiącu, kiedy trwał protest internautów. Okazało się, że przychody LPP w styczniu 2014 roku przekroczyły 320 mln złotych i były o 29 proc. większe niż w tym samym okresie rok wcześniej. Koncern zyskał też na wpływach z marży. Z bojkotu nic nie robili sobie także giełdowi gracze. Wprawdzie początkowo wartość akcji LPP na Giełdzie Papierów Wartościowych spadła, ale pod koniec stycznia wystrzeliła w górę osiągając poziom, którego nie udało się przebić przez kolejnych sześć miesięcy.
Czasem się udaje
Historia pokazuje jednak, że bojkoty konsumenckie mogą być skuteczne. Tak było w 1995 roku, czyli długo przed czasami mediów społecznościowych.
Otóż koncern petrochemiczny Shell chciał zatopić platformę wiertniczą "Brent Spar" na Morzu Północnym. Alarm wszczęli aktywiści Greenpeace, którzy zorganizowali głośną kampanię, w której zachęcali do bojkotu stacji benzynowych Shell. W Niemczech doszło nawet do podpaleń kilku z nich. Co więcej ekolodzy przez trzy tygodnie okupowali platformę, przez co zyskali ogromny rozgłos.
Akcja okazała się na na tyle głośna i skuteczna, że spółka zmieniła plany. Pozwoliło to uniknąć katastrofy ekologicznej, przed którą ostrzegał Greenpeace. Władze koncernu tłumaczyły wówczas, że podjęły taką decyzję, bo odnotowały spadek sprzedaży paliwa. Na wartości straciły też akcje spółki. Eksperci komentowali wówczas, że była to również decyzja wizerunkowa. Shell chciał jak najszybciej zakończyć PR-owy kryzys, aby uspokoić akcjonariuszy i poprawić wyniki sprzedaży. Kiedy to się udało aktywa szybko odrobiły straty.
Autor: Marek Szymaniak, TT: @Marek_Szymaniak / Źródło: tvn24bis.pl