Ministerstwo Finansów szacuje, że stopa bezrobocia w tym roku wzrośnie o 2-3 proc. Oznacza to, że pracę straci pół miliona Polaków. Dla budżetu oznaczać to będzie uszczerbek w wysokości nawet 10,6 mld zł - wyliczyła "Rzeczpospolita".
Chociaż rząd zapisał w uchwalonym kilka tygodni temu budżecie, że stopa bezrobocia w tym roku wyniesie 8,5 proc., to resort pracy już na początku roku stwierdził, że może ona sięgnąć nawet 12 proc. A to oznacza, że na przełomie roku w pośredniakach zarejestrowanych będzie dodatkowo ok. 465 tys. ludzi. Gdyby tak się naprawdę stało to w ciągu roku oznaczałoby to ponad 10,6 mld zł dodatkowych kosztów dla budżetu.
Mniej tu, mniej tam
Największy problem miałby Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, którego wpływy skurczyłyby się o 6,3 mld zł, Gdyby te 465 tys. osób przestało pracować i przez rok nie płaciło składek na ubezpieczenia społeczne. Maria Szczur z ZUS mówiła ostatnio w TVN CNBC Biznes, że FUS być może będzie zmuszony do zaciągnięcia kredytów komercyjnych, aby móc bez przeszkód płacić świadczenia. Narodowy Fundusz Zdrowia dostałby o ok. 1 mld zł mniej z wpłat z tytułu składek zdrowotnych.
W skomplikowanej sytuacji będzie Fundusz Pracy. Świadczenia dla prawie pół miliona nowych bezrobotnych w ciągu 12 miesięcy kosztowałyby ok. 2,5 mld zł, czyli o prawie pół miliarda złotych mniej, niż przewidziano w budżecie Funduszu na ten rok. Dodatkowe składki zdrowotne za nowych bezrobotnych to kolejny wydatek ok. 270 mln zł. Zmiana zaś sytuacji na rynku pracy miałaby też wpływ na dochody Funduszu, straciłby on (i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych) ok. 300 mln zł w ciągu roku. Osoby te przestałyby też płacić podatki oraz ograniczyłyby wydatki.
Ogólnie: depresja
– Rząd powinien zrobić wszystko, by nie dopuścić do gwałtownego załamania na rynku pracy – przestrzega prof. Jerzy Hausner, ekonomista z Akademii Ekonomicznej w Krakowie, były wicepremier. Jego zdaniem priorytetem powinno być niedopuszczenie do zmniejszenia liczby miejsc pracy oraz osłabienia aktywności zawodowej Polaków.
Wzrost bezrobocia spowoduje też większe zainteresowanie pomocą społeczną oraz wcześniejszymi emeryturami. – Z ucieczki na emeryturę przed bezrobociem korzystać będą zarówno pracownicy, jak i pracodawcy – przypuszcza Jerzy Hausner.
Ale jak zauważa socjolog prof. Andrzej Rychard, wzrost bezrobocia to też poważny problem społeczny. – Obecna frustracja będzie znacznie poważniejsza niż 15 czy dziesięć lat temu. W ciągu ostatnich dwóch lat powoli zaczynaliśmy odczuwać, że sytuacja gospodarcza jest wyśmienita. Rosły pensje, pracownicy czuli się pewnie na rynku pracy. Nagłe załamanie po czasie rosnących oczekiwać tym bardziej jest bolesne i może stwarzać problemy w polityce społecznej – tłumaczy socjolog.
Jak leczyć?
Andrzej Rzońca, ekonomista z Forum Obywatelskiego Rozwoju, uważa, iż potrzebne są szybkie i zdecydowane działania rządu, związków zawodowych i pracodawców zwiększające elastyczność na rynku pracy i wynagrodzeń. – Naprawdę lepiej jest móc obniżyć wynagrodzenia całej załodze o 5 – 10 proc., niż zwolnić z pracy 5 – 10 proc. załogi – uważa Rzońca. – Tylko te działania trzeba wprowadzić już teraz, zanim zaczęły się duże zwolnienia w firmach.
Prof. Witold Orłowski uważa, że nie wystarczy tylko uelastycznienie prawa pracy. – Rząd powinien skoncentrować się na umożliwieniu jak najbardziej efektywnego wykorzystania pieniędzy unijnych – tłumaczy. Żałuje, że ostatnie rządy nie wykorzystały dobrej koniunktury w poprzednich latach do zmniejszenia deficytu budżetowego, tak by obecnie rząd miał więcej możliwości reagowania na kryzys. Według niego szybko rosnące bezrobocie powinno być dla rządu sygnałem, że lepiej znaleźć metody na subsydiowanie zatrudnienia niż na jego spadek.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24