Podwyżka płacy minimalnej to niedobry prezent dla biedniejszych - tak Leszek Balcerowicz komentuje rządowe plany. Były szef NBP w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" chwali natomiast gabinet Donalda Tuska za próbę utrzymania deficytu budżetowego na możliwie najniższym poziomie - i gani za zatrzymanie prywatyzacji.
Żeby działania antykryzysowe rządu były skuteczne, Polska nie powinna, wzorem innych państw, pobudzać swojej gospodarki większymi wydatkami - uważa Leszek Balcerowicz. Jak tłumaczy, taka procedura jest ryzykowna, a poza tym trzeba brać pod uwagę koszty obsługi długu publicznego. - Polska musi za pożyczki płacić kilka punktów procentowych więcej niż Wielka Brytania czy USA - przypomina.
Rady dla rządu
Oprócz pochwał pod adresem rządu, były szef NBP zauważa też sporo błędów w działaniach ekipy Donalda Tuska. Jak mówi, rząd Jarosława Kaczyńskiego "prowadził "spójną politykę antyprywatyzacyjną", a Platforma Obywatelska zapowiadała prywatyzację, ale - zdaniem Balcerowicza - "robi niewiele". - Bessa giełdowa nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem - zaznacza Balcerowicz.
Były wicepremier krytykuje też część zapisów tzw. paktu antykryzysowego, zwłaszcza zapowiedź wzrostu płacy minimalnej. - Rosnąca płaca minimalna eliminuje z rynku pracy osoby o niższych kwalifikacjach, bo nikt ich nie zatrudni za takie pieniądze - tłumaczy. - Dla osób biedniejszych, to niedobry prezent - stwierdza wprost Balcerowicz.
Winna polityka państw...
Skąd, zdaniem Leszka Balcerowicza, wziął się kryzys? Za wadliwe działania sektora finansowego odpowiadają władze publiczne: rządy, parlamenty, banki centralne - przypomina ekonomista. -
Duża część kryzysu to wynik błędnych decyzji polityki fiskalnej i monetarnej - twierdzi. Balcerowicz zaznacza, że warunki, w jakich działa sektor finansowy są w znacznej części kształtowane przez państwa. Dlatego - jego zdaniem - jedną z przyczyn "narastania bąbla spekulacyjnego na amerykańskim rynku nieruchomości była zbyt luźna polityka pieniężna Fed".
Jak wyjaśnia Leszek Balcerowicz, Fed obniżając stopy procentowe, przyspieszył wzrost kredytów. Natomiast nadmiar pieniądza na rynku sprawiał, że inwestowano w coraz bardziej ryzykowne przedsięwzięcia.
Kolejna przyczyna kryzysu na rynku amerykańskim to "ogromna polityczna presja na udzielanie kredytów mieszkaniowych osobom, które nie miały odpowiednich dochodów". Poza tym wiele krajów, w tym Polska, oferowało ulgi podatkowe dla otrzymujących kredyty mieszkaniowe - dlatego były one tańsze. - Ulgi podatkowe to nie jest naturalne działanie rynku, lecz działanie państwa - tłumaczy były szef NBP.
... i błędy firm
Mówiąc o błędach w polityce państw, Balcerowicz nie rozgrzesza jednak firm prywatnych. - Można się zastanawiać, dlaczego niektóre konglomeraty finansowe stały się tak duże, że wydawało się, że nie mogą już upaść. (...) Być może już samo przekonanie, że korporacja nie może upaść, sprawiało, że zaciągała kredyty taniej. Były one niejako ubezpieczone przez jej wielkość - wyjaśnia ekonomista.
Błędy popełnili też sami bankowcy - uważa były szef NBP - bo założyli, że ceny domów będą stale rosły. - A skoro tak, to można udzielać kredytów bez pełnego zabezpieczenia - analizuje Balcerowicz.
Przypomina też, że sam - jako szef banku centralnego - często był krytykowany nie tylko przez analityków bankowych, ale także przez wielu polityków PiS, za to, że NBP utrudniał dostęp do kredytów biedniejszym rodzinom. - Rzeczywiście, to było utrudnienie, które zapobiegło narastaniu w Polsce kredytów typu subprime - podsumowuje Leszek Balcerowicz.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"