- Błędem jest pogląd, że szybki wzrost gospodarczy Irlandia zawdzięcza głównie napływowi środków unijnych. Najważniejsze okazały się reformy. Usunięcie deficytu, zmniejszenie wydatków, obniżenie podatków – stwierdza Leszek Balcerowicz w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Były wicepremier i prezes NBP podkreśla rolę banku centralnego w walce ze wzrostem cen. - W myśl doktryny, w którą wierzę, że bank ma wyprzedzać zagrożenia inflacyjne, a nie się z nimi zderzać. [Gdy byłem szefem NBP - red.] uważałem, że stopy należy podwyższać. Niestety, brakowało jednego głosu w radzie, by to przeszło - mówi.
Dodaje też, że jednak nawet przy znacznym zacieśnieniu polityki pieniężnej doszłoby do wzrostu cen. - Oczywiście ceny wzrosłaby, bo na świecie wzrosły ceny ropy i żywności. Jednak wcześniejsze podwyżki stóp spowodowałyby, że inflacja byłaby dziś niższa, no i bylibyśmy bardziej bezpieczni, jeśli chodzi o powrót inflacji - podkreśla.
- W gospodarce rynkowej za poziom inflacji odpowiada bank centralny, bo w jego rękach jest najważniejszy instrument antyinflacyjny, czyli stopy procentowe. To oczywiste, że ilekroć inflacja wymykała się spod kontroli, związane to było z nadmierną emisją pieniądza, a to zależy właśnie od banku centralnego, no chyba że jest on na pasku władz politycznych. U nas szczęśliwie tak nie jest. Szczęśliwie mamy niezależną Radę Polityki Pieniężnej - dodaje ekonomista.
Potrzebujemy reform
Leszek Balcerowicz odnosi się też do ewentualnego wprowadzenia w Polsce euro. - Uważam, że trzeba unikać dyskutowania o euro w oderwaniu od reform. Euro jest premią za reformy, które i tak trzeba robić. Nawet gdyby tej premii nie było - zaznacza.
Jak dodaje, jedną z najbardziej potrzebnych Polsce zmian jest obecnie reforma systemu socjalnego. - Naszą wielką słabością w porównaniu z krajami UE jest to, że pracuje tak mało ludzi zdolnych do pracy. U nas tylko 57 procent w porównaniu z 67 – 68 procentami w Unii. Jest tak ze względu na demoralizujący system socjalny. I tu dochodzimy do rzeczy, która dla mnie jest elementarnym sprawdzianem z reformatorskiej woli obecnej koalicji rządzącej. Mianowicie o likwidację przywilejów emerytalnych – przynajmniej w takiej wersji, jaką zaproponowano, czyli redukcja o ok. 800 tysięcy - podkreśla Leszek Balcerowicz.
Więcej osób pracujących to więcej podatników i mniej osób pobierających zasiłki Leszek Balcerowicz
Jakich jeszcze reform potrzebujemy by dogonić najbardziej rozwinięte kraje UE? - Polska bez reform to Polska pełzająca w kierunku Zachodu. Trzeba je więc robić. Po pierwsze, są dwa pilne pakiety reform: zwiększenie liczby ludzi pracujących i uzdrowienie finansów publicznych. Więcej osób pracujących to więcej podatników i mniej osób pobierających zasiłki. Musimy też zreformować sektory, gdzie jest największy krzyk o brak pieniędzy i gdzie zapewne najgorzej się te pieniądze wydaje. Mam na myśli służbę zdrowia, a zwłaszcza szpitale. Mam nadzieję, że dojdzie do ich zreformowania tak, aby nie skupiały się na produkowaniu kolejnych długów - tłumaczył były prezes banku centralnego.
Drugą istotną kwestią zdaniem Balcerowicza jest prywatyzacja. - Powinna ona objąć takie dziedziny, które z nią u nas się nie kojarzą, np. porty. Trzecia rzecz, to deregulacja, czyli usuwanie nawisu złych przepisów i pilnowanie, aby nie były one odtwarzane, co bardzo często wynika z interesów politycznych – np. słynna ustawa o ograniczeniu budowy hipermarketów. Po czwarte, bardzo ważną dziedziną, w której są potrzebne reformy, jest wymiar sprawiedliwości, ze względu na gospodarkę i pozagospodarcze aspekty. Piątą rzeczą jest wreszcie reforma szkolnictwa - podkreślia były wicepremier.
"Nie wszystko co z UE jest dla nas dobre"
Nie jest tak, że każda dyrektywa jest dobra. Brakuje mi w Polsce dyskusji na temat ustawodawstwa Unii z punktu widzenia jego wpływu na rozwój krajów członkowskich. Leszek Balcerowicz
Zdaniem Leszka Balcerowicza musimy też zwracać uwagę na to, co się dzieje z projektami prawa unijnego. - Nie jest tak, że każda dyrektywa jest dobra. Brakuje mi w Polsce dyskusji na temat ustawodawstwa Unii z punktu widzenia jego wpływu na rozwój krajów członkowskich. Niepokoi mnie np. polityka ekologiczna UE – dążenie, aby poprzez administracyjne kroki ograniczać emisję CO2, nie patrząc na to, na ile to rzeczywiście zmniejsza globalne zagrożenia i jak to będzie wpływać na perspektywy wzrostu poszczególnych krajów, zwłaszcza biedniejszych - podkreśla ekonomista.
- Unia w tych sprawach jest zbyt ideologiczna, za mało analityczna. Na jakiej podstawie np. przyjęto zasadę podwyższania obowiązującego odsetka stosowanych biopaliw? Okazuje się, że produkuje się biopaliwa szkodliwe dla środowiska i przyczyniające się do wzrostu cen żywności na świecie. Błądzić jest rzeczą ludzką, ale gdzie jest korekta błędów? W debatach za duży nacisk kładzie się na to, aby Unia działała szybko, a za mało, aby jej prawo było wysokiej jakości - podsumowuje.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24