Według oficjalnych danych Polska pożyczyła w sumie 790,7 mld zł. Jednak zobowiązania samego ZUS to 2,07 bln zł. Pieniędzy nie ma, bo zostały wydane na emerytury. W sumie na obywatela przypada 80 tys. zł długu, a nie – jak wylicza rząd – 20 tys. zł - donosi wtorkowy "Dziennik Gazeta Prawna".
Licznik długu publicznego zawieszony w Warszawie na rogu Alej Jerozolimskich i ulicy Marszałkowskiej wskazywał w poniedziałek 790,7 mld zł, czyli 20,8 tys. zł na każdego Polaka. Dane wyliczono na podstawie tego, ile oficjalnie pożyczyło polskie państwo. Jednak jak pisze gazeta, to tylko część prawdy, ponieważ ma ono także zobowiązania ukryte. O wiele większe, niż wskazuje licznik. Wszystko przez system emerytalny.
Już z długiem
Jak wynika z danych przygotowanych na prośbę "DGP" przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, przyszli emeryci ubezpieczeni w ZUS mają już zapisaną na kontach w I filarze astronomiczną kwotę 2,07 bln zł. Tyle że tych pieniędzy tam nie ma, bo zostały wydane na bieżące emerytury. To dług. Do tego trzeba doliczyć inne systemy niepodlegające tak skrupulatnej ocenie: mundurowych, rolników czy górników.
Do tego dochodzi jeszcze oficjalny dług publiczny, czyli to, co państwo pożyczyło od banków i wyemitowało w obligacjach. A ten to ponad 20 tys. zł na obywatela. Jak wyliczają eksperci, z tytułu tych dwóch zobowiązań państwo obciążyło każdego z nas długiem w wysokości ponad 73 tys. zł. A są jeszcze inne ukryte zobowiązania sektora publicznego, np. z tytułu opieki zdrowotnej czy systemu emerytalnego rolników.
Niekorzystne zmiany
Agnieszka Chłoń-Domińczak z SGH zwraca uwagę, że decyzja rządu o cięciu składki do OFE jeszcze pogarsza sytuację. – Skala zobowiązań emerytalnych w ZUS jest niemal 10-krotnie większa niż to, co zgromadziliśmy w II filarze, gdzie mamy odłożone 226 mld zł – wskazuje. Proporcja ta zmieniłaby się na korzyść, gdyby – zgodnie z założeniami reformy emerytalnej – do OFE trafiało ponad 37 proc. składki na emeryturę. Rząd obciął ją jednak do 12 proc. A to powoduje, że dług ukryty narasta jeszcze szybciej. ZUS dostaje wprawdzie więcej pieniędzy teraz, ale wzrastają jego zobowiązania w przyszłości.
Może się więc okazać, co przy pogarszającej się sytuacji demograficznej jest wielce prawdopodobne, że obecni 30- i 40-latkowie nie dostaną obiecywanych im teraz świadczeń - pisze gazeta.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: TVN24