Po blisko 11 godzinach negocjacji podpisano w niedzielę nad ranem porozumienie ws. kopalni Kazimierz-Juliusz. Dokument gwarantuje m.in. przedłużenie działania kopalni, a po wyczerpaniu złóż węgla gwarantuje pracownikom pracę w innych zakładach.
Na wynik negocjacji najbardziej czekali sami górnicy, którzy w środę rozpoczęli podziemny protest, domagając się m.in. wypłaty zaległych wynagrodzeń. W piątek dostali pieniądze, dlatego w sobotę zdecydowali się wyjechać na powierzchnię. Zostali jednak na terenie kopalni i zastrzegli, że jeśli ich pozostałe postulaty nie zostaną spełnione, zjadą ponownie na dół.
Burzliwe negocjacje
Rozmowy w sprawie przyszłości kopalni rozpoczęły się jeszcze tego samego dnia ok. godz. 16 w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim. Miały bardzo burzliwy przebieg. W spotkaniu uczestniczyli m.in. wiceministrowie gospodarki Tomasz Tomczykiewicz i Jerzy Pietrewicz oraz Jan Krzysztof Bielecki - reprezentujący kancelarię premiera.
Po kilku godzinach przekazano dziennikarzom, że do zawarcia porozumienia w ogóle może nie dojść. Spór dotyczył szczegółowych zapisów. Jednak ostatecznie dokument udało się podpisać ok. godz. 3 nad ranem w niedzielę.
"Sukces wszystkich stron"
Porozumienie gwarantuje m.in. przedłużenie działania kopalni, a po wyczerpaniu złóż węgla pracę w innych zakładach. Zakład przejmie wtedy Spółka Restrukturyzacji Kopalń.
Jak wskazywali uczestnicy negocjacji, przejęcie kopalni przez SRK musi być poprzedzone nowelizacją ustawy o funkcjonowaniu górnictwa. Projekt nowelizacji ma trafić do Sejmu w najbliższy wtorek i w trybie pilnym miałby być przyjęty przez parlament.
Szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz ocenił, że zawarte porozumienie to sukces zarówno górników, którzy podjęli akcję strajkową, jak i wszystkich stron. Wojewoda śląski Piotr Litwa dziękował premier Ewie Kopacz. - Bez jej udziału podpisanie porozumienie nie byłoby możliwe - podkreślił.
Z satysfakcją podpisanie porozumienia przyjął też wiceminister gospodarki Jerzy Pietrewicz. - Wszyscy pracownicy tej kopalni mają zagwarantowane miejsce pracy w strukturach KHW. Wobec pracowników zostaną uregulowane wszystkie zaległe zobowiązania do 15 listopada. Rozwiązaliśmy też kwestie mieszkaniowe – powiedział po rozmowach.
Dane były fałszowane?
Wiceminister Tomczykiewicz, jeszcze przed podpisaniem porozumienia mówił na antenie TVN24, że był zaskoczony stanem kopalni. - Z tego co wiemy, dochodziło do fałszowania danych dotyczących stanu kopalni Kazimierz-Juliusz. Nie było żadnych sygnałów mówiących o tym, że kopalnia w Sosnowcu jest w takim stanie - powiedział Tomczykiewicz.
"Nie poddamy się"
Oprócz przedłużenia żywotności kopalni górnicy chcieli też wykupu mieszkań zakładowych. W szczytowym momencie pod ziemią protestowało ponad 150 osób. Część z nich nie wytrzymała trudów protestu, udzielano im pomocy medycznej.
Gdy górnicy wyjeżdżali na powierzchnię w sobotę owacyjnie witały ich setki osób – inni pracownicy kopalni, żony, dzieci. - Dziękujemy! - krzyczeli.
- My nie, my nie, my nigdy nie poddamy się - śpiewali sami górnicy. Wznosili okrzyki: "Kazimierz" i "Solidarność". Mieli z sobą prowizorycznie skonstruowany krzyż. Po chwili zaintonowali też hymn narodowy.
Zarówno żony protestujących, jak i sami górnicy nie kryli wzruszenia. - Rodzina na pewno tęskniła, ja też. W głębi ducha nie traciłem nadziei, że to się uda - powiedział jeden z górników. - Jesteśmy bardzo zmęczeni, wręcz wyczerpani - powiedział inny protestujący.
- Zostaliście na dole, bo nie mieliście odwagi spojrzeć w oczy swoim żonom i dzieciom, mówiąc: Nie mamy na chleb, rachunki, książki, nie mamy na nic, bo nie dostaliśmy całego wynagrodzenia, a może niedługo stracimy dach nad głową - zwróciła się do protestujących jedna z żon górników.
"Właśnie stał się cud"
Górników, którzy wyjechali na powierzchnię witali także wojewoda śląski Piotr Litwa, biskup sosnowiecki Grzegorz Kaszak i prezydent Sosnowca Kazimierz Górski. Szczególnie ciepło witany był Litwa. To dzięki niemu udało się doprowadzić do rozmów w sprawie kopalni - mówili związkowcy. Wojewoda dziękował za decyzję o przerwaniu protestu i przekazał pozdrowienia od premier Ewy Kopacz. Obiecał też górniczym rodzinom, że zachowają mieszkania zakładowe. - Nie ma mowy, żebyście byli pozbawieni tych mieszkań. Zrobimy wszystko, żeby udało się te mieszkania uratować przed syndykiem masy upadłościowej i proszę mi wierzyć, że tak będzie - zapewnił Litwa.
- Właśnie stał się cud. Zrobiliśmy to wszyscy wspólnie – górnicy, ich żony i dzieci. Możemy to robić w każdym zakładzie, bo jedyną rzeczą, której człowiekowi nie da się zabrać, jest godność. Nie może ktoś komuś mówić, że jego życie jest nic niewarte, bo mu się cyferki nie zgadzają - powiedział szef Sierpnia 80 w KHW Szczepan Kasiński.
- Oczekujemy zmiany sposobu likwidacji kopalni. Chcemy, by był czas na spokojne odejście górników do innych kopalń, spokojne wygaszenie kopalni, a nie w sposób bandycki, jak chciał to prezes Łój - mówił przewodniczący Sierpnia 80 Bogusław Ziętek.
Nowy prezes
Powodem przerwania protestu w sobotę było także odwołanie ze stanowiska prezesa Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW) Romana Łoja – taką decyzję podjęto w piątek wieczorem po zapoznaniu się ze stanowiskiem rady nadzorczej spółki.
Jak dowiedziała się nieoficjalnie TVN24, Łoja na stanowisku prezesa zarządu KHW zastąpi Zygmunt Łukaszczyk, były wojewoda śląski. Górnicy protestujący w kopalni Kazimierz-Juliusz przyjęli decyzję o odwołaniu Łoja z zadowoleniem. Ich zdaniem to dotychczasowy prezes był głównym winowajcą sytuacji w kopalni. Obwiniają też Łoja za eskalację konfliktu i doprowadzenie do strajku.
- To człowiek, który skutecznie blokował jakiekolwiek porozumienie - mówił o odwołanym prezesie na antenie TVN24 Rafał Jedwabny ze związku zawodowego Sierpień 80.
Jedwabny podkreślił, że Łukaszczyk dostanie od związkowców kredyt zaufania. - Kto by tu nie przyszedł, będzie lepszym właścicielem tej firmy - stwierdził.
Kazimierz-Juliusz to spółka zależna Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW) i ostatnia czynna kopalnia węgla kamiennego w Zagłębiu Dąbrowskim. Miała zakończyć wydobycie na przełomie września i października.
Zarząd KHW deklarował wielokrotnie, że wszyscy pracownicy kopalni - ok. tysiąca osób - znajdą zatrudnienie w innych zakładach holdingu. Przyspieszenie jej likwidacji zarząd holdingu tłumaczył wyczerpaniem dostępnych złóż oraz narastaniem problemów związanych z opłacalnością i bezpieczeństwem resztkowego wydobycia.
Autor: mn/mac//dln/gak/kdj,tr / Źródło: PAP, TVN24