W Boże Ciało zakopiańscy fiakrzy nie pracują. Ich wozy i dorożki nie dostarczą w czwartek pasażerów w takie miejsca, jak Morskie Oko czy Dolina Kościeliska. To oznacza także wolny dzień dla koni.
Dzień zasłużonego odpoczynku dla zakopiańskich koni. Ich właściciele, góralscy fiakrzy, przypominają, że nie pracują w największe święta, takie jak Boże Narodzenie, Wielkanoc, Wszystkich Świętych czy Boże Ciało. Bryczki nie powiozą zatem w czwartek turystów w popularne miejsca, jak Morskie Oko czy Dolina Kościeliska.
Przybyli na długi weekend do stolicy Tatr ludzie w rozmowie z reporterem TVN 24 zapewniali, że im to nie przeszkadza. - Nie korzystamy. Zawsze staramy się na własnych nogach pokonywać wszelkie trasy. A jeszcze jak widzimy te konie męczące się, to nie popieramy - przekonywał jeden z turystów, który do Zakopanego przybył z żoną i małym dzieckiem.
- Jak dla wszystkich święto, to i dla koni - orzekła inna rozmówczyni naszego reportera.
- My po to przyjeżdżamy w góry, żeby pospacerować, pochodzić, pozwiedzać, a nie siąść na wóz i tam dotrzeć - dodała kolejna turystka.
Korzystając z pięknej pogody, turyści mieli w planach - jak deklarowali - liczne piesze wycieczki. - Dolina Kościeliska, schronisko i jeszcze wyskoczymy na Polanę Stołową - wyliczał jeden z nich.
Wypoczywający w Tatrach zapewniają, że do miłego spędzenia czasu w górach nie potrzeba wiele. - Mapa, kompas, kijek do pomocy, dobre buty i humor dobry - podkreśliła jedna z rozmówczyń naszego reportera.
W góry na własnych nogach
O przerwie w kursowaniu dorożek poinformował Tatrzański Park Narodowy na swej stronie internetowej. "W Boże Ciało 31 maja nie będą jeździły wozy konne na drodze do Morskiego Oka, dorożki w Dolinie Chochołowskiej i Kościeliskiej" - uprzedzono. Reakcje internautów w mediach społecznościowych były przeważnie pozytywne. Nie brakowało jednak żartów z "turystów w klapkach", którzy będą musieli zmienić swe weekendowe plany, bo na własnych nogach na miejsce nie dotrą.
Pasażerski transport konny w Tatrach budzi od lat liczne kontrowersje. Zdaniem obrońców praw zwierząt i wielu gości najwyższych polskich gór, konie są przez właścicieli eksploatowane ponad swoje siły. W mediach nie brak historii koni, które - przemęczone do granic możliwości - przewracają się, a nawet ponoszą śmierć na trasie.
Tona dwieście dla "konia, który chce pracować"
W marcu portal tvn24.pl informował o przypadku konia, który padł po 12 godzinach pracy, podczas kuligu w Wiśle (woj. śląskie). Sprawą zajęła się policja, a Fundacja Viva przygotowała zawiadomienie do prokuratury. Po tym dramacie miasto rozpoczęło prace nad stworzeniem karty pracy dla koni. Tachograf ma określać dokładny czas, jaki zwierzę może przepracować, ma także zawierać informacje, ile czasu odpoczywało, jadło i piło.
Zapisy zobowiązujące do troski o konie zawarte są też w innych regulaminach, na przykład w regulaminie Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka czytamy, że "fiakier zobowiązany jest do wykonywania przewozu z troską o zdrowie i kondycję koni".
Tatrzańscy fiakrzy odpierają zarzuty o wykorzystywanie koni czy znęcanie się nad nimi. Jak przekonywał po zdarzeniu w Wiśle jeden z woźniców, "prawdziwy koń, który chce pracować i ma siły, może uwieźć tyle, ile waży, plus pięćset kilo. Więc dobry koń, pracowity, może ciągnąć tonę dwieście".
Autor: est//rzw / Źródło: TVN24, TVN Meteo
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock