Nieprawdopodobny finisz biegu "Wings for Life". Jako ostatniego meta dogoniła Arona Andersona, który ścigał się na wózku inwalidzkim. Szwed startujący w Dubaju pobił dotychczasowy rekord, osiągając dystans 92 kilometrów. Drugie miejsce, pokonując 88 kilometrów, zajął startujący we Włoszech Polak Bartosz Olszewski, natomiast w Poznaniu - dobiegając do 85 kilometra - najlepszy okazał się Tomasz Walerowicz.
Wygrana Andersona to rzecz niesamowita. Prawdopodobnie nikt nie stawiał na niepełnosprawnego Szweda, który pokazał wielkie serce i ogromną wolę walki. Pustynie Dubaju, a raczej panujące tam upały, nie zatrzymały jego wózka, który - jak podkreślali komentatorzy - wcale nie był wersją sportową, a zwykłą, cywilną. Anderson przejechał 92 kilometry, bijąc tym samym zeszłoroczny rekord Giorgio Calcaterry.
Polacy triumfują
Ten bieg był jednak iście biało-czerwony. Polacy zdecydowanie zdominowali czołówkę, zajmując czołowe miejsca na całym świecie. Najszybszy z naszych rodaków okazał się biegnący we Włoszech Bartosz Olszewski. Pokonał nota bene wspomnianego już Calcaterrę. Olszewski pokonał granicę 88 kilometrów.
Drugi Polak (piąty w klasyfikacji generalnej) to Bartosz Walerowicz. Zeszłoroczny triumfator z Poznania, mimo, że mógł wybrać sobie dowolną lokalizację na świecie, na miejsce startu ponownie wybrał stolicę Wielkopolski. I znów okazał się bezkonkurencyjny. Przebiegł 85 kilometrów, poprawiając swój poprzedni wynik o 14 kilometrów. Najlepszą kobietą w Poznaniu była Brytyjka polskiego pochodzenia Joanna Zakrzewski z wynikiem 52 kilometrów.
Jeśli już jesteśmy przy kobietach, to należy wspomnieć o wspaniałym wyczynie Dominiki Stelmach, która w Chile odległością 68 kilometrów zdeklasowała całą stawkę, osiągając również najlepszy na świecie wynik wśród kobiet.
Warto odnotować również odnotować osiągnięcie Jacka Cieluszeckiego. Pokonując dystans niespełna 69 kilometrów wygrał rywalizację w Wielkiej Brytanii.
Szczytna idea
Poznań po raz czwarty gościł uczestników zawodów pod hasłem "Biegamy dla tych, którzy biec nie mogą". Całkowity dochód z wpisowego (120 zł od osoby) przeznaczony jest na rozwój badań nad uszkodzonym rdzeniem kręgowym. W pierwszej edycji wystartowało ponad tysiąc osób, a w niedzielę nad Jeziorem Maltańskim - 5,5 tysiąca.
Medalistka mistrzostw świata i Europy w skoku o tyczce Monika Pyrek, która co roku przyjeżdża do Poznania, przyznała, że idea jest niezwykle szlachetna, a sam pomysł po prostu musi przyciągać ludzi.
- Mogą oni pomóc, a jednocześnie coś fajnego zrobić dla siebie i czerpać z tego radość. To jest ważne, że wszystkie pieniądze z wpisowego idą na badania nad przerwanym rdzeniem kręgowym. Myślę, że to też lekcja świadomości dla nas; ja dopiero, gdy zostałam ambasadorką biegu, uświadomiłam sobie skalę tego problemu. To jest dobra integracja dla obu stron, bo my czasami nie wiemy jak się zachować wobec tych osób. A myślę, że w ten sposób pokazujemy im, że nie są sami na tym świecie, zaś życie po wypadku wcale się nie kończy - powiedziała olimpijka z Sydney (2000), Aten (2004), Pekinu (2008) i Londynu (2012).
Wyjątkowy bieg
Wings For Life World Run to impreza o charakterze międzynarodowym, a stolica Wielkopolski była jedną z 24 lokalizacji. Ponad 100 tysięcy zawodników rywalizowało m.in. w Walencji, Bratysławie, Mediolanie, Monachium, Melbourne, Pretorii, Dubaju, Brasilii, Guadalajarze czy Santiago. We wszystkich krajach start wyznaczono na godz. 11.00 czasu UTC, czyli 13 polskiego. Uczestnicy zaczynali bieg o różnych porach dnia, często jeszcze przed świtem lub późnym wieczorem. Różne też warunki atmosferyczne towarzyszyły zawodnikom na trasie.
Wyjątkowość Wings For Life World Run polega na tym, że jest to bieg bez klasycznej linii mety. Finiszem dla uczestników był samochód, który wyruszył ze startu pół godziny za zawodnikami z początkową prędkością 15 km/h. Podobnie jak przed rokiem, za kierownicą auta pościgowego zasiadł Adam Małysz. Uczestnicy, gdy zostali wyprzedzeni, kończyli swój udział w zawodach, a wynikiem był nie czas, ale liczba pokonanych kilometrów.
Utytułowany skoczek narciarski towarzyszy tej imprezie od samego początku. W pierwszej edycji był biegaczem, ale jak przyznał, lepiej czuje się na siedzeniu kierowcy.
- Ja w życiu sporo się nabiegałem, bo byłem najpierw kombinatorem norweskim. Tego biegania było naprawdę dużo i dzisiaj czuję tym przesyt. Dlatego wolę jeździć na rowerze. Gdy w zeszłym roku zaproponowano mi rolę kierowcy samochodu pościgowego, to nawet się nie zastanawiałem - zaznaczył. Jego samochód z każdą godziną rozpędzał się o jeden kilometr, by po pięciu godzinach przyspieszyć do 30 km.
- Przed rokiem miałem trochę obaw, że tak długa jazda na takiej prędkości może być nużąca, ale nic takiego nie miało miejsca. A samo wyprzedzanie biegaczy jest nawet trochę przykre dla mnie, bo muszą zejść z trasy. Krzyczą do mnie: "Adam, czemu tak szybko?" No ale na tym polega zabawa - powiedział Małysz.
Autor: ib/tw / Źródło: TVN24 Poznań/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wings for Life