Prawdziwą inwazję szarańczy przeżywają okolice Sacramento w Kalifornii. Mieszkańcy twierdzą, że w ciągu kilku dni raj na ziemi zamienił się w prawdziwe piekło. Owady są głodne i w zastraszającym tempie pożerają m.in. uprawy kukurydzy.
Początkowo sądzono, że to koniki polne. Jednak okazało się, że mnożące się na potęgę cykające owady to szarańcza. Ogródki, ulice i pola uprawne pełne są zielono-żółtych, fruwających głodomorów.
Plaga głodnych owadów
- To jak biblijna plaga - mówi Debbie Campbell, mieszkanka miasteczka Herald. Owady zaczęły pojawiać się kilka dni temu. Z każdym dniem jest ich coraz więcej. Nie mają skrzydeł, są dzikie i głodne. Debbie Campbell straciła już sporą część upraw kukurydzy oraz swoich ukochanych róż.
Z szarańczą niezwykle trudno jest walczyć. Próbowano np. wabić owady do lepkiej mazi. Niektórzy liczyli, że wpadną do specjalnie wykopanych, wysokich, wąskich rowów. Nic z tego. Mieszkańcy stwierdzili, że pomóc może jedynie interwencja "z góry".
Pomogą ptaki
Entomolodzy zasugerowali, by w rejon ogarnięty owadzią inwazją sprowadzić drapieżne ptaki, np. jastrzębie. Kalifornijczycy liczą, że to naturalne rozwiązanie doprowadzi do okiełznania bezwzględnej szarańczy.
Autor: ls/ŁUD / Źródło: ENEX, cbslocal.com