- Te wszystkie obostrzenia, one nie hamują epidemii, ale ją spowalniają - mówiła na antenie TVN24 profesor Joanna Zajkowska z Uniwersyteckiego Szpitala w Białymstoku. Specjalistka opisywała, jak dużym obciążeniem dla polskiej służby zdrowia jest niewłaściwa koordynacja pracy, wzrost liczby poważnie chorych i zamykanie szpitalnych oddziałów.
Pandemia jest nieprzewidywalna. Oprócz pacjentów chorują także pracownicy służby zdrowia, co wymusza zamknięcia szpitali. Zdaniem podlaskiego wojewódzkiego konsultanta do spraw epidemiologii, profesor Joanny Zajkowskiej z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersyteckiego Szpitala w Białymstoku, to powoduje, że czas trwania pandemii znacznie się wydłuża. Harmonię pracy służby zdrowia zaburzają także duże ogniska zakażeń, które pojawiają się raz po raz, na przykład w domach opieki społecznej.
- Stan epidemii to nie są tylko łóżka szpitalne, ale też koordynacja i transport. Tutaj ta współpraca czasami zawodzi. Dobra informacja, gdzie te miejsca są, dobre funkcjonowanie transportu, zapewnia lepszą harmonię pracy. Natomiast problem stanowi też wyłączanie oddziałów - niestety są zachorowania wśród pracowników, nie tylko pojedynczych osób, ale też kilku. W związku z czym oddział jest zamykany i te łózka są wyłączane na jakiś czas - opisywała specjalistka.
"Tracimy przewagę"
Jak dodała, doniesienia o gwałtownym przyroście nowych zakażonych i tych wymagających intensywnej opieki medycznej powoduje, że Polska traci przewagę osiągniętą dzięki lockdownowi.
- Te wszystkie obostrzenia, one nie hamują epidemii, ale ją spowalniają. Celem lockdownu było takie spowolnienie epidemii, żeby ilość osób, które zachorują, mogła znaleźć miejsca w szpitalach, czyli żeby utrzymać tę równowagę między możliwościami służby zdrowia, a liczbą zachorowań - wspomniała.
Ogromne obciążenie
Zajkowska stwierdziła, że często sam respirator to za mało, ponieważ z powodu obowiązku kontroli wszystkich funkcji życiowych, pacjent wymaga intensywnej opieki, która z kolei wymaga dużej ilości personelu. Z tym jest coraz trudniej.
- Codziennie się zmierzamy z tym problemem, dlatego że chorują nasi koledzy, choruje personel średni. Problem niedoboru personelu jest problemem sprzed pandemii, a w tej chwili ujawnia się bardziej jaskrawo - mówiła.
Taka sytuacja oznacza, że lekarze i specjaliści są bardziej zmęczeni pracą, ponieważ muszą dodatkowo zastępować swoich chorych kolegów. Największym dylematem pozostaje jednak wyłączanie całych oddziałów.
- Staramy się działać tak, żeby udzielić pomocy pacjentom zakażonym koronawirusem, ale też żeby funkcjonowały wszystkie inne elementy służby zdrowia, żeby zachować wszystkie inne świadczenia, bo żadne inne choroby się nie zatrzymują - dodała Zajkowska.
Apel o rozwagę i szczepienia
Ekspertka mówiła, że każdy szpital prowadzi profilaktykę, żeby tych zakażeń było jak najmniej. Epidemia "ma jednak swoje prawa", dlatego pacjenci mogą zakażać inne osoby także przebywając już w szpitalu.
- Ja apeluję do młodych ludzi - oni chorują łagodniej, lekceważą objawy. Te grupy antyszczepionkowców, antycovidowców wpływają na jednak nieprzestrzeganie tych zasad, które spowolnią nam epidemię, bo nie sądzę, żeby zahamowały. Nie wrócimy do lockdownu, natomiast spowolnienie spowoduje, że te zakażenia będą rozłożone w czasie, czyli będą w równowadze z możliwościami naszej służby zdrowia - stwierdziła.
Zajkowska przypomniała także, że na półkuli północnej zaczął się już sezon zachorowań na grypę. Chociaż jego szczyt przypada na przełom lutego i marca, to chorzy pojawiają się już teraz. Dlatego w nadchodzących tygodniach warto zaszczepić się na grypę.
Całość rozmowy zobaczysz tutaj:
Autor: kw/dd / Źródło: tvn24