Ponad 200 osób z czołówkami na głowach rozbiega się nagle we wszystkie strony między blokami. Włażą w zaułki i słychać tylko "piiiik, piiiiik, piiiik". O co chodzi?
Wstajesz rano. Szybkie śniadanie, szybka praca, jedzenie w biegu, spotkania, sprawy, nie zdążę, nie zdążę, chwytasz w biegu kawę, kompas, czołówkę, przebierasz się - a jak! - też w biegu i... udało się! Stoisz na starcie.
Na koniec sezonu
Na starcie tym razem staję nie sama, ale z mamą. Do tej pory broniła się przed startami z mapą, ale gdy obiecuję, że polecimy razem, przystaje na propozycję. W biegu przed startem udaje się zjeść kanapkę i już lecimy do gimnazjum przy Wokalnej na Ursynowie, gdzie znajduje się baza zawodów. Znak charakterystyczny to biało-pomarańczowy lampion wywieszony przed wejściem. Każdy "orientalista", gdy zobaczy taki znak, wie, że to "tu"!
Przedstartowa nerwówka
Zapisujemy mamę Anię na zawody, uzbrajamy ją w kompas, czołówka już jest na głowie, idziemy na start. Pierwsza startująca grupa to jeszcze nie my. - Gdzie jest północ? Dlaczego jeszcze nie patrzą na mapy? Biegną tak bez czytania? Skąd wiedzą, gdzie biec? - pyta o wszystko. - Najpierw zorientuj się, gdzie jest północ, będziesz wiedziała, jak ustawić sobie mapę, jak już będzie można ją zobaczyć - instruuję. Punkty, które będą na niej zaznaczone numerami, podbijać będziemy po kolei.
Gdy zbliża się nasza godzina startu - 19.10 - stoimy już przy naszych mapach, ale jeszcze nie możemy na nie patrzeć. Odwracamy je dopiero 10 sekund przed startem.
Szybko orientujemy, znajdujemy trójkącik, który na mapie oznacza miejsce startu, i lecimy. - Ta kreska oznacza płot, tutaj masz ząbek tego płotu, a punkt jest trochę dalej, jak polecimy wzdłuż - tłumaczę na początku. Przez chwilę mama nie może wczuć się w nawigowanie, ale już od drugiego punktu sama opracowuje koncepcje dotarcia do kolejnych punktów.
"Dziewczyna, dziewczyna, chłopak, dziewczyna"
- Wyglądają jak duchy! - wymieniają się uwagami dwie napotkane na ulicy kobiety. Gdy lecimy krętymi, ursynowskimi uliczkami, mijamy wielu takich zaskoczonych przechodniów. Dzieciaki z kolei bawią się w rozpoznawanie, czy osoba, która koło nich przebiega, to osobnik męski czy żeński. - Dziewczyna, dziewczyna... dwie dziewczyny! Chłopak, dziewczyna, chłopak - wyliczają.
My jednak zajmujemy się punktami. Miejsc, które znamy z naszego normalnego życia, prawie nie rozpoznajemy. - To tutaj jest metro Stokłosy? A to budka z rajstopami? Już tu dobiegłyśmy? - dziwi się mama. Ja nawet nie próbuję dopasowywać budynków z mapy do tych prawdziwych, dobrze znanych. Tylko kompas, kierunek i dzida!
39 minut, 5,5 km
I nawet nie wiedzieć kiedy zgarniamy komplet punktów. Jeszcze tylko podbić "finish" i do domu. Podbijamy, rozliczamy się z chipa, którym potwierdzałyśmy punkty, dostajemy wydruk wyników i już jest po wszystkim. Czas: 39 minut. Dystans 5,5 km. Nieźle jak na początek! Nawet, jeżeli mama zapowiada, że więcej tego powtarzać nie będzie.
Zawody po ciemku
Tak wygląda ściganie się w środku tygodnia, wieczorem, po pracy. W środę takim masowym startem na Ursynowie warszawski klub UNTS zakończył cykl Warszawa Nocą, w ramach którego przez całą zimę biegaliśmy wieczorami z mapą.
Na mapach jednak wydrukowane mamy już terminy następnego cyklu - Szybkiego Mózgu, który rozpocznie się w kwietniu. Pierwszy etap: pod koniec kwietnia w okolicach Placu Zbawiciela.
Autor: Katarzyna Karpa / Źródło: unts.waw.pl