310 tys. worków z piaskiem napełnili w ciągu czterech dni mieszkańcy kanadyjskiej prowincji Manitoba. Wspomagali ich żółnierze. Taką mobilizację wymusiły ulewy, które spowodowały groźne wezbranie rzeki Assiniboine. Władze prowincji ogłosiły stan nadzwyczajny w związku z zagrożeniem rozległymi powodziami.
Poziom Assiniboine, przepływającej przez leżącą w środkowej Kanadzie prowincję Manitoba, wzrósł gwałtownie po ulewnych opadach. Władze prowincji i mieszkańcy zareagowali błyskawicznie, mając w pamięci koszmarną powódź, do której doszło w podobnych warunkach w 2011 r.
Zdążyli przed pierwszą falą
Do najbardziej zagrożonych obszarów nad rzeką skierowano 500 żołnierzy kanadyjskiej armii, do pomocy zgłosiło się też tysiąc wolontariuszy. Razem z mieszkańcami i służbami w ciągu zaledwie czterech dni napełnili piaskiem 310 tys. worków potrzebnych do tworzenia zapór w najbardziej newralgicznych miejscach.
Dzięki intensywnym przygotowaniom sytuacja była pod kontrolą, kiedy przez region przetaczała się pierwsza fala wezbraniowa. - Kiedy fala nadeszła, byliśmy tak przygotowani, jak to fizycznie możliwe - podkreślił minister ds. sytuacji kryzysowych Steve Ashton.
"Jesteśmy w gotowości"
Chociaż po przejściu pierwszej fali sytuacja jest dość spokojna, a woda w rzece nie osiągnęła jeszcze rekordowo wysokiego poziomu, specjaliści ostrzegają, że kolejna fala może być znacznie wyższa i groźniejsza, zwłaszcza że w regionie wciąż prognozowane są burze. Dlatego żołnierze wciąż pozostają w regionie, żeby wesprzeć lokalne służby.
- Jesteśmy w gotowości na wypadek, gdyby coś się stało - powiedział przedstawiciel armii.
Wojskowy samolot cały czas patroluje wały, żeby z wyprzedzeniem zlokalizować najsłabsze miejsca, w których może dojść do przecieków. W czwartek wieczorem udało się wykryć jedną taką nieszczelność. W jednym rejonie przeprowadzono też prewencyjną ewakuację mieszkańców.
Autor: js/map / Źródło: Reuters TV, torontosun.com