To amatorskie nagranie, choć wygląda jak slapstickowa komedia, mogło zakończyć się tragedią. Niewinna zabawa na sankach skończyła się lądowaniem w lodowatej wodzie. Chwilę później kolejni ratownicy-amatorzy jeden za drugim wpadali do jeziora.
Dzień Bożego Narodzenia część mieszkańców Wrightwood, kalifornijskiej osady położonej w górach San Gabriel, spędzała zjeżdżając na sankach z górki wprost na zamarznięte jezioro Jackson. Przez wypadek, do jakiego na nim doszło, wielu z nich tegoroczne święta zapamięta na długo.
Załamał się lód
We wtorek 25 grudnia mieszkańcy Wrightwood zebrali się na jeziorze, wierząc, że pokrywający je lód jest dostatecznie gruby, żeby wytrzymać ich ciężar. Jeździli po nim na sankach, a także spacerowali po tafli.
W pewnym momencie jeden z mężczyzn wpadł do niezamarzniętej części jeziora. Ludzie rzucili mu się na ratunek, ale tafla tego nie wytrzymała - wszyscy "ratownicy", a było ich kilku, sami skąpali się w lodowatej wodzie.
Wybuchła panika
To, jak próbowano pomóc topiącemu się mężczyźnie, nagrał mieszkaniec kalifornijskiego Acton Mickey Herman. Herman, który wybrał się nad jezioro z żoną Michelle, sam nie zdecydował się po nim spacerować - uznał, że lód jest zbyt cienki.
Kiedy Hermanowie zobaczyli, jak mężczyzna wpada do wody, byli przerażeni.
- Kiedy dowiedziano się, że nie umie pływać, wybuchła panika - opowiadali w rozmowie z lokalnymi dziennikarzami. - Było naprawdę trudno patrzeć na to, jak kilka razy znikał pod wodą - dodali.
Uratowani
Herman poszedł do samochodu po linę, ale to nie on uratował mężczyznę.
Po około ośmiu minutach od tego, jak doszło do wypadku, topiącego się wyciągnął jeden z obecnych nad jeziorem mężczyzn. Dotarł do poszkodowanego na sankach, po czym, jak zaznaczają Hermanowie, dzięki swojej sprawności fizycznej udało mu się go wydobyć z wody.
Po upływie kolejnych kilku minut także "ratownicy" znaleźli się na stałym lądzie. Nikomu nie stało się nic poważnego.
Autor: map/rs / Źródło: ENEX, losangeles.cbslocal.com