Amerykańscy meteorolodzy ogłosili drugą już "śmierć" tropikalnego cyklonu Nadine. Żywioł żył łącznie 21,75 dnia. Prawdopodobnie kolejny raz już nie "zmartwychwstanie".
Nadine w swoim długim żywocie doczekała się wielu pseudonimów: niezniszczalna, długowieczna, wieczysta, nie kończąca się katastrofa itp. Ostatnie momenty swojego życia spędziła w okolicy malowniczych Azorów. Tylko pozazdrościć.
Na pewno nie można było natomiast zazdrościć osobom, które znalazły się w jej pobliżu. Przynosiła bowiem porywy wiatru sięgające 86 km/h i ulewne deszcze, skutecznie uniemożliwiające codzienną aktywność.
Burzliwy żywot Nadine
Narodziny żywiołu nastąpiły z głębokiego niżu we wtorek 11 września. Już następnego dnia formacja stała się burzą tropikalną, a w sobotę 15 września była tak silna, że awansowała do rangi huraganu.
Siła Nadine stopniowo malała. W piątek 21 września cyklon na powrót stał się zwykłym niżem nad Atlantykiem. Amerykańscy meteorolodzy mówią o tym momencie jak o "śmierci" Nadine. Pierwszej śmierci, bo zaledwie trzy dni później Nadine odrodziła się jako cyklon tropikalny.
W piątek 28 września, napędzana ciepłymi wodami oceanu, Nadine była już tak silna, że na powrót stała się huraganem.
30 września osiągnęła apogeum mocy z wiatrem dochodzącym do 69 km/h, w porywach do 86 km/h. Znajdowała się wówczas w pobliżu Azorów. Tam też poniosła drugą śmierć, w okolicy Lajes, w północno-zachodniej części archipelagu.
Za jej sprawą wydano łącznie 88 ostrzeżeń pogodowych - najwięcej na Azorach, bo tam przebywała najdłużej.
Piąta w historii
Jej prawie 22 dniowy żywot stawia ją na piątym miejscu pod względem najdłużej panujących cyklonów na Atlantyku.
Miejsce pierwsze od 1899 r. należy do San Ciriaco, który trwał 28 dni. Kolejne miejsca zajmują: Ginger z 1971 (27,25 dni), Inga z 1969 r. (24,75) i Kyle z 2002 r. (22 dni).
Autor: mm/ŁUD / Źródło: www.wunderground.com