Burza, która rozszalała się w czwartek w Tatrach, okazała się śmiercionośna. O tym, jak zachowywać się podczas gwałtownej pogody, mówił dr inż. Marek Szadkowski z Instytutu Elektroenergetyki i Sterowania Układów Politechniki Śląskiej.
W czwartek w godzinach popołudniowych nad Tatrami przeszła burza, która w Polsce pozbawiła życia cztery osoby. Ponad 100 osób zostało poszkodowanych.
- Każdy wysoki obiekt jest bardzo niebezpieczny podczas burzy. Kiedy pojawia się jakikolwiek symptom, że zbliża się burza, to generalną zasadą jest uciekać z góry jak najszybciej to możliwe. Nie należy przebywać w górach podczas burzy, bo to jest zawsze niebezpieczne - mówił w rozmowie z TVN24 dr inż. Marek Szadkowski z Instytutu Elektroenergetyki i Sterowania Układów Politechniki Śląskiej.
Metal "przyciągaczem" piorunów
Jak powiedział Szadkowski, "przyciągaczem" piorunów jest każdy metalowy przedmiot. Na Giewoncie, gdzie znajdowali się turyści, ściągnąć piorun mógł wielki metalowy krzyż.
- Generalnie zawsze jest tak, że piorun uderza w miejsce, które jest położone najwyżej na danym terenie - mówił Szadkowski. Jak przestrzegał, kiedy zastanie nas burza - niezależnie od tego, czy jesteśmy w górach, czy na jakiejś innej przestrzeni, a nie mamy gdzie uciec - powinniśmy "przykucnąć ze złączonymi nogami i unieść się na czubkach palców". - Tak, aby powierzchnia styku z ziemią była jak najmniejsza. To jest w zasadzie jedyny ratunek - dodał.
- Jeżeli jesteśmy w grupie, to powinniśmy się możliwie daleko od siebie rozproszyć, bo wtedy jest szansa, że wypadkowi ulegnie jedna osoba, a reszta ma szansę ją ratować. W momencie, kiedy jesteśmy skupieni ze sobą, możemy doznać obrażeń spowodowanych wyładowaniem atmosferycznym - mówił Szadkowski.
Unikajmy drzew
Szadkowski zwracał również uwagę na to, że podczas burzy niebezpieczne może być też chowanie się pod drzewem. Drzewo na otwartym terenie zachowuje się jak piorunochron. Jeżeli uderzy w nie piorun, to płynie przez nie prąd.
- Jeżeli opieramy się plecami o takie drzewo, dotykamy go, to ten prąd popłynie przez nas i możemy być śmiertelnie porażeni prądem elektrycznym. Dlatego zasada jest taka: pod drzewem możemy się chronić, ale nie bliżej niż dwa metry od pnia drzewa i nie wyżej niż dwa metry od najniższego konaru. Wtedy przykucnięcie na palcach daje nam szanse przeżycia - tłumaczył Szadkowski.
Zdaniem eksperta na południu kraju - ze względu na obecność gór - występuje większe prawdopodobieństwo występowania burz. Potwierdzają to mapy izokerauniczne, które pokazują krzywe jednakowego nasilenia burz. - W ciągu roku tych burz jest tam więcej niż na terenach nizinnych - tłumaczył Szadkowski.
Piorun może uderzyć bezpośrednio w człowieka, ale również może trafić w jego pobliżu. - Wtedy człowiek najczęściej ucieka, znajduje się w rozkroku - powstaje tak zwane napięcie krokowe, które wywołuje przepływ prądu przez ciało - to jest bardzo niebezpieczne - mówił rozmówca.
Burze przynoszą chmury Cumulonimbus. - Między taką chmurą a ziemią powstaje bardzo duża różnica potencjałów, czyli tak zwane bardzo duże napięcie. W momencie, gdy zostaje przekroczony punkt krytyczny ilości tego ładunku, zaczynają się wyładowania elektryczne. Normalnie człowiek nie jest w stanie przewidzieć, czy będzie wyładowanie, czy nie. Takich symptomów raczej nie ma. Co prawda, można szacować prawdopodobieństwo uderzenia pioruna w danym miejscu. My fachowcy umiemy takie prawdopodobieństwo obliczać, czy w danym miejscu i z jakim natężeniem, jak niebezpieczne będzie to wyładowanie, ale to dotyczy głównie obiektów elektroenergetycznych. Nie zajmujemy się takimi sprawami w stosunku do ludzi. Tego nikt nie robi - tłumaczył dr inż. Szadkowski.
Czym jest piorun?
Piorun jest ujściem ładunku elektrycznego z chmury do ziemi. - Piorun nie uderza. To jest po prostu kanał wyładowczy. Coś w rodzaju takiego przewodnika wypełnionego w stu procentach ładunkiem elektrycznym, który się przemieszcza przez ten kanał elektryczny między ziemią a chmurą - wyjaśnił Szadkowski. Jak dodał, są to ułamki sekund.
- Przy czym to, co my widzimy, to ostatni akt pewnej sztuki. Wcześniej to jest poprzedzone wyładowaniami wstępnymi, których my najczęściej nie widzimy, które następują w sobie w ułamkach sekund od chmury do ziemi. Potem ten ostatni, najdłuższy kanał wyładowczy, który zbliża się do ziemi, jak przekroczy granicę, to występuje wyładowanie. To natężenie prądu jest najróżniejsze - od kilkunastu, kilkudziesięciu kiloamperów do nawet 250 kiloamperów. Fachowcy wiedzą, że jest to prąd o bardzo dużym natężeniu, a człowiek nie jest w stanie przeżyć nawet tego najmniejszego natężenia - dodał.
Autor: dd/aw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock