Niewielkie spadki cen w ofertach sprzedaży mieszkań odnotowano w marcu w Katowicach, Lublinie i Warszawie - wynika z najnowszego raportu Expandera i Rentier.io. Autorzy raportu zwracają jednak uwagę, że "obecnie kupujący mają dużo lepszą pozycję negocjacyjną niż jeszcze kilka miesięcy temu". Oznacza to, że cena transakcyjna może być "znacznie niższa".
Autorzy raportu wskazali, że wraz z epidemią rynek nieruchomości wyhamował. "Ruch na portalach spadł o 40-70 procent. Ceny w ogłoszeniach sprzedaży zatrzymały się mniej więcej na poziomie z lutego" - czytamy.
Ceny mieszkań
Spadki były symboliczne. Najbardziej spadły ceny w Lublinie, gdzie są o 2 procent niższe niż w lutym. O 1 procent spadły ceny w Warszawie oraz w Katowicach. Z drugiej strony, największy wzrost odnotowano w Sosnowcu - o 4 procent.
Podane ceny mieszkań to mediany, które wyliczono na podstawie analizy 43 054 ogłoszeń sprzedaży dostępnych w internecie w marcu 2020 roku.
Eksperci wskazali, że obecnie kupujący mają dużo lepszą pozycję negocjacyjną niż jeszcze kilka miesięcy temu. "W wielu przypadkach cena ofertowa może więc pozostawać wysoka lub spadnie nieznacznie, ale ta faktycznie płacona (transakcyjna) będzie od niej znacznie niższa" - dodają.
Nie ma jednak pewności jak głębokie będą spadki cen transakcyjnych. "Utargowanie kilku procent w obecnej sytuacji wydaje się bardzo prawdopodobne. To, czy pojawią się większe obniżki będzie zależało przede wszystkim od tego jak mocno wzrośnie bezrobocie i jak długo taka sytuacja się utrzyma. Im więcej osób straci pracę i im dłużej będzie trwała taka sytuacja, tym mocniejsze będą przeceny mieszkań" - podkreślili autorzy raportu.
Bezrobocie ogranicza bowiem liczbę osób, które mogą uzyskać kredyt na mieszkanie. Zniechęca do kupowania mieszkań też tych, którzy mają pracę.
"Takie osoby mogą bowiem obawiać się, że za chwilę stracą zatrudnienie i będą długo szukać nowego zajęcia. Jeśli bezrobocie istotnie wzrośnie, to zmniejszą też zakupy inwestycyjne, gdyż mieszkanie musi na siebie zarabiać. W przypadku wysokiego bezrobocia spadłby natomiast popyt zarówno na najem długo- jak i krótkoterminowy" - wyjaśnili autorzy raportu. Na razie nie wiadomo, ile potrwa taka sytuacja. "Gdy jednak gospodarka znów zacznie dobrze prosperować, to rekordowo niskie stopy procentowe i niedobór mieszkań znów podwyższą popyt na mieszkania. Pamiętajmy bowiem, że mamy najtańsze kredyty hipoteczne w historii" - dodano.
Autorzy raportu zwrócili także uwagę, że wciąż mamy bardzo mało mieszkań w stosunku do liczby ludności. "Nawet pomimo tego, że w 2019 r. oddano do użytkowania aż 207 479 mieszkań, to wskaźnik liczby mieszkań na 1000 mieszkańców wynosi około 387. Wciąż jest więc jednym z najniższych w Unii Europejskiej. Po okresie spadku popytu i cen, powrócą więc wzrosty" - zaznaczono. Jak dodano, "rynek nieruchomości jest bowiem cykliczny. Ceny mieszkań zależą w dużej mierze od tego ile osób ma pracę i oczywiście od tego jakie są ich zarobki".
Trudniej o kredyt hipoteczny
Obawy związane z kryzysem wywołanym epidemią spowodowały, że banki zaostrzyły warunki przyznawania kredytów hipotecznych i istotnie podwyższyły marże. Średnia marża dla kredytów z najniższym, czyli 10-procentowym wkładem własnym wzrosła z 2,51 procent w lutym do 2,78 procent w kwietniu. Był to więc wzrost o 0,27 punktu procentowego.
Jednocześnie NBP obniżył stopy procentowe aż o 1 punkt procentowy. W rezultacie, mimo bankowych podwyżek, oprocentowanie kredytów hipotecznych spadło do najniższego poziomu w historii. Średnia stawka dla kredytów z najniższym wkładem własnym wynosi 3,48 procent, a dla tych z wysokim wkładem (powyżej 20 procent) jest to 3,01 procent.
Choć kredyty staniały, to jednocześnie znacznie trudniej jest uzyskać finansowanie. Wiele banków podwyższyło wymagany wkład własny z 10 do 20 procent. Część wymaga nawet 30-procentowego wkładu. "Nawet jeśli ktoś posiada oczekiwany przez banki wkład, to i tak może nie otrzymać kredytu. Bankowcy istotnie zaostrzyli bowiem politykę kredytową. W praktyce oznacza to, że jeśli ktoś pracuje w branży, w której istnieje ryzyko zwolnień pracowników, to wniosek o kredyt zostanie odrzucony lub dostępna kwota kredytu będzie bardzo niska" - wyjaśnili autorzy raportu.
Podobnie jeśli źródłem dochodu nie jest umowa o pracę lecz działalność gospodarcza lub umowa cywilno-prawna. Jak wskazano, "banki obawiają się, że takie osoby mogą utracić źródło dochodów i będą miały problemy ze spłatą kredytu".
Autor: mb / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock