Przedstawiciele władz USA przyznali w piątek (czasu lokalnego), że sprawcy niedawno dokonanego ataku hakerskiego dotarli do danych osobowych osób zatrudnionych w amerykańskim wywiadzie i armii. Według doniesień mediów ataku dokonali hakerzy z Chin.
O cyberataku na sieć komputerową agencji rządowej OPM, która przechowuje dane o wszystkich pracownikach federalnych, władze powiadomiły w zeszłym tygodniu.
Z informacji podanych w piątek wynika, że doszło do drugiego ataku i sprawcom udało się dotrzeć do ważnych danych. Doniesienia na ten temat pojawiły się w Pentagonie i CIA.
Co wykradli?
Wynika z nich, że hakerzy dotarli do formularzy osobowych składanych przez osoby ubiegające się o dostęp do informacji niejawnych. Osoby te m.in. podają w ankiecie, czy w przeszłości miały problemy z alkoholem i narkotykami, czy chorowały psychicznie, były zatrzymane przez policję lub ogłaszały bankructwo. W formularzach podaje się też dane kontaktowe członków rodziny oraz znajomych. Istnieją obawy, że w wyniku ataku pracownicy amerykańskich służb bezpieczeństwa i rodziny tych osób mogą być narażone na szantaż - zauważa portal BBC News.
Złamanie systemów
Komunikat na temat skutków cyberataku wystosował Biały Dom. Śledczy doszli do wniosku 8 czerwca, że "jest wysoce prawdopodobne, że mogło dojść do złamania systemów zawierających informacje związane ze sprawdzaniem przeszłości pracowników federalnych - obecnych, byłych i ubiegających się o zatrudnienie" - głosi oświadczenie.
Autor: msz/mn / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu