Już połowę Bułgarii objął w środę rozszerzający się, trwający trzeci dzień strajk lekarzy rodzinnych. Protestują oni przeciwko cięciom środków na leczenie i wprowadzeniu szeregu biurokratycznych wymagań w nowych przepisach, które wchodzą w życie 1 kwietnia.
Strajk rozpoczął się w czterech obwodach; w środę obejmie już ponad połowę z wszystkich 28 obwodów. Lekarze zapewniają dyżurne gabinety, lecz chorzy nie mogą dostawać recepty na refundowane przez kasę chorych leki.
"Walczymy o pacjentów"
Szef stowarzyszenia lekarzy rodzinnych doktor Lubomir Kirow wyjaśnił w wywiadzie telewizyjnym, że protest nie jest podyktowany dążeniem do zwiększenia wynagrodzeń samych lekarzy.
- Walczymy o pacjentów, o możliwość zapewnienia im większego dostępu do specjalistów i badań, który w nowym regulaminie jest znacznie zredukowany – mówił. Innym powodem protestów są nowe wymagania rozliczania się lekarzy z kasą chorych.
- Robią z nas pismaków, którzy nie będą mieli czasu na przebadanie pacjentów – mówi lekarka z podsofijskiego Perniku. - Polepszenie warunków naszej pracy jest w interesie pacjentów – dodaje.
Przepisy i tak wejdą?
W Bułgarii w bieżącym roku zapowiedziana jest reforma systemu ochrony zdrowia na wielką skalę, mająca według ministra zdrowia Petera Moskowa zahamować wyciekanie środków publicznych i zapewnić ubezpieczonym obywatelom szerszy dostępu do usług medycznych. Nowe przepisy miały wejść w życie od 1 kwietnia, lecz wiele elementów reformy - w tym redukcję szpitali i liczby lekarzy rodzinnych oraz obowiązkowe pobieranie odcisków palców od pacjentów w szpitalach, u lekarzy rodzinnych i w aptekach przy pobieraniu refundowanych leków - odłożono na jesień. Stowarzyszenie lekarzy rodzinnych odmówiło podpisania porozumienia o nowych warunkach pracy z kasą chorych, która zbiera składki zdrowotne od ludności i finansuje system ochrony zdrowia. Po odmowie minister zapowiedział wejście nowych przepisów w życie z urzędu.
Nie tylko Bułgaria boryka się z protestami:
Autor: ag / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock