W Brukseli rozpoczął się nieformalny szczyt UE, który będzie się zajmował pobrexitowym budżetem "27". Premier Mateusz Morawiecki przed jego rozpoczęciem podkreślił, że "Polska ma bardzo jasno określone cele". Rozmowy będą dotyczyły m.in. pomysłu Komisji Europejskiej w sprawie uzależnienia funduszy od praworządności.
Morawiecki zaznaczył, że chcemy utrzymać te cele, które "do tej pory dobrze działały dla Polski". Wśród nich wymienił kontynuację dotychczasowej polityki rolnej i polityki spójności. - Rozumiemy oczywiście również nowe cele, szczególnie przedstawiane przez niektóre państwa członkowskie i wiele z nich również nam się podoba - powiedział. Wśród nowych celów premier wymienił politykę obronną, wspólne działanie w zakresie migracji i pomocy uchodźcom na miejscu. Podkreślił, że na "nowe cele" w unijnym budżecie muszą się też znaleźć "nowe środki". Jak poinformował, na czwartkowym spotkaniu z przywódcami krajów członkowskich UE, zorganizowanym przez premiera Belgii Charles'a Michela, wspomniał o tym, jakie mogą być źródła nowych środków w unijnym budżecie. - Muszą się one znaleźć zarówno na skutek eliminacji rabatów (zniżka w wysokości składki do unijnego budżetu - red.). Niektóre kraje do dzisiaj, tak jak Wielka Brytania od wielu lat, tak też kilka innych krajów korzysta z ulg, z rabatów. Myślę, że rabaty mogłyby powoli odchodzić do przeszłości - ocenił Morawiecki.
Szef rządu zwrócił polskim dziennikarzom uwagę na problem luki podatkowej w krajach Unii. - W całej UE Komisja Europejska określa lukę w podatku VAT na kwotę 155 mld euro - to jest kwota wyższa niż całoroczny budżet UE, a więc częściowe wyeliminowanie tej luki doprowadziłoby do znaczącego wzrostu dochodów wszystkich państw członkowskich i na skutek tego również wzrostu dochodów budżetu UE - wskazał premier.
Podkreślił w tym kontekście, że "pewne działania firm, które w Europie prawie wcale nie płacą podatków, powinny być wyeliminowane; Polska bardzo jednoznacznie opowiada się przeciwko rajom podatkowym". - Chcemy prowadzenia realnej polityki przez wszystkie kraje członkowskie w taki sposób, żeby wyeliminować unikanie opodatkowania przez najbogatszą część ludności, bogate bardzo firmy, zazwyczaj firmy międzynarodowe. Dla nas to są bardzo ważne, potencjalne nowe źródła dochodów - mówił Morawiecki.
- Wszystko po to, żeby ten nowy budżet UE, który negocjujemy (...) był dla Polski dobry, jak najlepszy, też odpowiadał na wyzwania przyszłości, na konieczność zaalokowania środków na badania, na rozwój, na innowacje - my tego też chcemy, jednak wskazujemy też na to, że budżet musi być oparty o zdrowy, dobry kompromis; Polska jest gotowa do tego kompromisu - dodał.
Warunkowość
Jedną z opcji, które dyskutowane będą na szczycie, ma być ewentualne uzależnienie funduszy unijnych od praworządności. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker stwierdził, że nie dotyczy to jedynie Polski. - Ci, którzy proponują takie rozwiązanie, mają na myśli nie tylko ten kraj - powiedział. - To bardziej ogólny problem z praworządnością, solidarnością. To musi być przedyskutowane w sposób, który będzie pozbawiony dramatyzmu - zaznaczył szef KE prze rozpoczęciem szczytu.
Konieczność wprowadzenia zależności funduszy od praworządności wspiera m.in. premier Danii Lars Rasmussen. - To oczywiste, że potrzebna jest pewnego rodzaju warunkowość - powiedział w piątek w Brukseli. - Jeśli jest się pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej, należy zrównoważyć swoje prawa i zobowiązania. Myślę, że jest bardzo ważną rzeczą i dotyczy to również Danii, żeby wprowadzać w życie to, o czym zdecydowaliśmy w Europie - powiedział Rasmussen
Spotkanie z Morawieckim
Przed szczytem Juncker zapowiedział, że jeszcze dziś będzie rozmawiał w kuluarach z premierem Morawieckim, a następnie spotka się z nim w nadchodzących tygodniach. - Sądzę, że ludzie w Polsce zaczynają rozumieć, że to nie jest konflikt pomiędzy Komisją a Polakami, to nie jest konflikt pomiędzy panem (wiceszefem KE Fransem) Timmermansem a polskim narodem. To jest konflikt pomiędzy KE a polskim rządem. Rozwiążemy problem - oświadczył Juncker.
Co po brexicie?
Rozmowy o nowym budżecie UE nie będą łatwe, bo odżywają podziały pomiędzy chcącymi większych składek i tymi, którzy są za oszczędnościami.
Samo wyjście Wielkiej Brytanii, jednego z największych płatników netto do budżetu UE, tworzy już dużą lukę. Według Komisji Europejskiej w rocznych dochodach Unii będzie brakowało 12-13 mld euro. Zjednoczone Królestwo odpowiadało za ponad 15 proc. wpływów do unijnej kasy. Do tego dochodzi zwiększenie wydatków na takie dziedziny, jak ochrona granic, integracja uchodźców, badania i rozwój czy współpraca wojskowa. KE szacuje te nowe wydatki na około 10 mld euro rocznie.
"To pokazuje powagę wyzwań" - podkreślał w liście zapraszającym przywódców na szczyt szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Unijni urzędnicy zapowiadali, że debata w tej sprawie będzie miała raczej ogólny, orientacyjny charakter, co nie oznacza, że nie będzie okazją do zderzenia dwóch wizji kształtu unijnej kasy.
W związku z brexitem w UE coraz głośniej mówi się o zmianie zasady, według której roczny budżet UE stanowi około 1 proc. łącznego dochodu narodowego brutto (DNB) państw członkowskich UE, czyli obecnie około 150 mld euro. Komisja budżetowa Parlamentu Europejskiego (PE) o chciałaby, żeby było to około 30 proc. więcej (1,3 proc. DNB). KE wskazuje na kilkunastoprocentowy wzrost.
Źródła unijne PAP, relacjonując rozmowy szefa Rady Europejskiej z liderami krajów UE przed szczytem, podkreślały, że większość stolic popiera zwiększenie wieloletnich ram finansowych. Są jednak kraje, które są zdecydowanie przeciw i są w tym sprzeciwie "zdeterminowane". "Nie spodziewamy się konsensusu w tej sprawie w piątek. Nie możemy zakończyć negocjacji, zanim one się zaczną" - podkreśliło źródło.
Nie tylko pieniądze
Szefowie państw i rządów mają ponadto dać zielone światło do zmniejszenia PE po brexicie. Według urzędników unijnych zgodzą się na to, by z 73 miejsc w PE, które przysługują obecnie Wielkiej Brytanii, 27 zostało rozdzielonych pomiędzy 14 państw unijnych (dla Polski o jedno miejsce więcej), a pozostałe 46 utworzyło rezerwę na wypadek dołączenia do Unii kolejnych krajów.
W innej sprawie dotyczącej przyszłości, tym razem Komisji Europejskiej, a dokładnie sposobu wyboru jej przewodniczącego, nie ma już takiego entuzjazmu. PE i sama KE chciałyby powtórki z procedury z 2014 roku, gdy główne unijne partie polityczne przedstawiały swoich wiodących kandydatów (spitzenkandidaten) na to stanowisko. Źródło unijne PAP zwracało uwagę, że część szefów państw i rządów nie należy do żadnej partii europejskiej, a co za tym idzie ich kandydat nie miałby szans w takim procesie.
Autor: //bgr / Źródło: PAP