We Włoszech codziennie organizowane są średnio 4 strajki, co stawia ten kraj w światowej czołówce. Obywatele są zakładnikami strajkujących pracowników różnych branż i służb - alarmuje urząd nadzorujący przebieg protestów.
Rekord padł w reformowanym przez rząd Matteo Renziego szkolnictwie, gdzie liczba akcji protestacyjnych wzrosła w ciągu roku o 200 procent. Strajkują nauczyciele, ale także kolejarze, pracownicy zakładów oczyszczania miasta, piloci i stewardessy, załogi promów. Więcej protestów notuje się na południu niż na północy.
Gdzie najczęściej?
- Ta liczba strajków nie jest czymś normalnym - stwierdził szef włoskiego urzędu nadzorującego ich przebieg Roberto Alesse komentując najnowsze dane. Wynika z nich, że w ciągu roku liczba protestów w transporcie miejskim wzrosła o 42 procent, a w firmach wywożących śmiecie - o jedną piątą. - To dane z kraju pogrążonego w głębokim kryzysie, który znajduje się w bardzo patologicznych relacjach na rynku pracy - podsumował włoski urząd. Według danych z całych Włoch od stycznia do września odbyło się 1055 strajków podczas gdy w tym samym czasie w zeszłym roku było ich 995, co oznacza wzrost o 7,5 procent. Najbardziej dotkliwe i wyjątkowo często ogłaszane są strajki komunikacji miejskiej i lokalnej. W zeszłym roku było ich 135, a w tym już 193. W Rzymie od stycznia było ich 16.
Jakie przyczyny?
Podstawowa przyczyna protestów to spory płacowe oraz kontrakty zbiorowe, które wygasły i nie są odnawiane. W Senacie Włoch złożono projekt ustawy, której celem jest zwiększenie kompetencji urzędu nadzorującego proklamowanie i przebieg protestów w fazie rokowań po to, by ograniczyć liczbę akcji związkowych. Przewiduje on konieczność organizowania referendum w sprawie propozycji strajku, w którym musiałaby za jego ogłoszeniem opowiedzieć się większość pracowników. W przeciwnym razie - ostrzega Roberto Alesse - obywatele będą coraz częściej zakładnikami paraliżu, przede wszystkim służb publicznych.
Autor: mb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock