Ministrowie państw UE nie zdołali w poniedziałek wypracować porozumienia w sprawie przepisów, które miałyby zapewnić lepszą równowagę płci w radach nadzorczych dużych spółek notowanych na giełdzie. Polska była wśród państw przeciwnych dyrektywie.
Proponowana dyrektywa ma na celu zwiększenie do 40 proc. udziału "niedoreprezentowanej płci", czyli kobiet, w radach nadzorczych spółek giełdowych. Kwota miałaby obowiązywać od 2020 roku, a w spółkach publicznych od 2018 roku. Spółki byłyby zobowiązane do wypełnienia kwoty m.in. przez ustanowienie przejrzystych procedur wyboru i mianowania członków rad nadzorczych.
Europejskie przepisy niepotrzebne
Ministrowie ds. pracy i polityki socjalnej państw UE, którzy spotkali się w poniedziałek w Brukseli, podkreślali, że zgadzają się z ogólnym celem proponowanych rozwiązań, czyli zwiększeniem udziału kobiet we władzach dużych firm. Jednak większość ministrów była zdania, że europejskie przepisy w tej dziedzinie nie są potrzebne, bo wiele krajów UE przyjmuje własne rozwiązania, zmierzające do poprawy równowagi płci we władzach dużych firm.
Polski wiceminister ds. rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed argumentował, że udział kobiet w radach nadzorczych jest chroniony przez prawo spółek.
- Widzimy, że w Polsce w ostatnich latach wzrosła liczba stanowisk zajmowanych przez kobiety - powiedział Szwed. Dodał, że decyzje w tej dziedzinie należy pozostawić spółkom, które powinny się też kierować kwalifikacjami kandydatów na wysokie stanowiska. Zdaniem polskiego wiceministra przyjęcie europejskich przepisów w tej dziedzinie byłoby niezgodne z zasadami subsydiarności i proporcjonalności.
Dyrektywa "złagodzona", ale wciąż bez poparcia
Przed rokiem ówczesny polski rząd opowiedział się za przyjęciem kompromisowej propozycji dyrektywy, ale wówczas również nie było wystarczającej większości. Proponowana dyrektywa nie zdołała uzyskać poparcia większości krajów unijnych, choć w trakcie negocjacji została złagodzona, aby wyjść naprzeciw zastrzeżeniom niektórych krajów.
Przewodniczący obecnie UE Luksemburg przedstawił kompromisową wersję przepisów, która przewiduje, że kraje unijne miałyby swobodę wyboru metod, jakimi zamierzają osiągnąć cel dyrektywy (czyli 40-procentowy udział kobiet w radach nadzorczych). Mogłyby również zawiesić jej stosowanie pod warunkiem, że przyjęłyby już inne skuteczne rozwiązania krajowe, zmierzające do spełnienia tego celu.
Państwa mogłyby wybrać, czy ich celem będzie zwiększanie do 40 proc. udziału kobiet wśród niewykonawczych członków rad nadzorczych czy też 33-procentowy udział kobiet zarówno wśród dyrektorów wykonawczych, jak i niewykonawczych. Prowadząca obrady luksemburska minister Lydia Mutsch nie kryła rozczarowania brakiem porozumienia.
Stracona okazja
- Straciliśmy okazję, by wysłać społeczeństwom jasny sygnał, że dążymy do równej reprezentacji mężczyzn i kobiet na stanowiskach kierowniczych - powiedziała. KE przedstawiła propozycję nowych przepisów w 2012 roku, gdy okazało się, że apele do biznesu o dobrowolne zwiększenie liczby kobiet we władzach przedsiębiorstw nie dały efektu. Firmy miały podpisywać tzw. zobowiązanie dla Europy, w którym obiecywały zastępowanie mężczyzn odchodzących z zarządów i rad nadzorczych wykwalifikowanymi kobietami. Ale po roku okazało się, że deklarację podpisały tylko 24 firmy.
Według raportu Komisji Europejskiej na temat równości kobiet i mężczyzn w UE w październiku 2014 roku kobiety stanowiły 20,2 proc. członków rad nadzorczych dużych spółek giełdowych w UE. Od 2010 roku. odsetek ten wzrósł o ponad 8 punktów procentowych. Wśród członków zarządów firmy udział kobiet wynosił już tylko 6,5 proc., zaś wśród prezesów - 3,3 proc. UE ma kontynuować prace nad dyrektywą pod przewodnictwem Holandii, która przejmuje prezydencję 1 stycznia.
W dyskusjach o nierówności płciowej w firmach pojawia się nie tylko wątek kwot, ale także znacznie niższych zarobków:
Autor: ag / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock