Mamy do czynienia z decyzją, która jest oderwana zupełnie od stanu gospodarki. Mamy tutaj potężne ryzyko - powiedział w programie "Tak jest" w TVN24 ekonomista profesor Witold Orłowski z Akademii Vistula i Politechniki Warszawskiej, komentując decyzję Rady Polityki Pieniężnej (RPP) o znaczącej obniżce stóp procentowych. Zdaniem eksperta wysoka inflacja może pozostać z nami "na lata". Były minister finansów, obecnie przewodniczący rady programowej Instytutu Finansów Publicznych, profesor Paweł Wojciechowski zwracał uwagę, że wzrost cen uderza przede wszystkim w oszczędzających.
Rada Polityki Pieniężnej (RPP) zdecydowała się w środę obniżyć stopy procentowe NBP o 75 punktów bazowych. Oznacza to, że stopa referencyjna spadnie do poziomu 6,00 procent.
Większość ekonomistów największych banków w Polsce spodziewała się obniżki stóp procentowych, jednak w mniejszej skali - o 25 punktów bazowych.
Od października 2021 r. do września 2022 r. RPP podwyższyła stopę referencyjną 11 razy z rzędu, łącznie o 665 pb. do 6,75 proc. i od tamtej pory utrzymywała ją na niezmienionym poziomie. To najwyższy poziom stóp od końca 2002 r. i najszybsze tempo podwyżek stóp w Polsce w historii RPP.
W trakcie pandemii koronawirusa wiosną 2020 r. RPP ścięła główną stopę do rekordowo niskiego poziomu 0,1 proc. Przed pandemią, do marca 2020 r., przez 5 lat stopa referencyjna utrzymywana była na poziomie 1,50 proc.
Orłowski: śmiałość tego ruchu zaskoczyła
Profesor Witold Orłowski z Akademii Vistula i Politechniki Warszawskiej powiedział, odnosząc się do tak znaczącej obniżki stóp, że "śmiałość tego ruchu zaskoczyła".
- Tutaj mamy do czynienia z decyzją, która jest oderwana zupełnie od stanu gospodarki. My mamy tutaj potężne ryzyko. Inflacja, która jeszcze pewnie się obniży w ciągu najbliższych dwóch miesięcy, a potem się ustabilizuje, może na poziomie 8 czy 9 proc., tego dzisiaj nie wiemy, ona pozostanie taka na lata - mówił Orłowski.
- To jest złamanie konstytucji, ustawy o NBP. To niereagowanie na taką sytuację w momencie, gdy konstytucja mówi, że jednym zadaniem NBP jest właśnie pilnowanie stabilności pieniądza, a ustawa mówi dokładniej, że chodzi o stabilność cen (..). To jest działanie skrajnie ryzykowne. Jeżeli inflacja 8- czy 9-procentowa nam się utrwali, to może trwać latami - mówił.
- Inflacja to jest takie zwierzę, które raz obudzone samo nie zasypia, nie spada. To dżin wypuszczony z butelki, który sobie fruwa później i nie można go złapać - tłumaczył obrazowo ekonomista.
Wojciechowski: konsensus kroją glapolodzy
Natomiast były minister finansów, obecnie przewodniczący rady programowej Instytutu Finansów Publicznych, profesor Paweł Wojciechowski powiedział, że "konsensus (dotyczący inflacji - red.) kroją glapolodzy, czyli ludzie, którzy zajmują się tym, co tkwi w głowie pana prezesa Glapińskiego, czy tym, co powie na molo, czy tym, co powie jakiś członek RPP". - Na tej bazie powstaje tak zwany konsensus rynkowy, a nie na postawie tego, na czym powinien - mówił Wojciechowski.
Ekonomista zwrócił uwagę, że przeważająca liczba ekonomistów twierdzi, że stopy procentowe nie powinny być obniżane.
- Jeżeli celem NBP jest cel inflacyjny, a wiemy, że on nam ucieka, bo nawet w projekcji, a właściwie w projekcie budżetu, widać, że za cztery lata osiągniemy ten cel właściwie, to powinniśmy te stopy procentowe podwyższać. Jest to sprzeniewierzenie się większości ekonomistów, którzy raczej się kierują się tym, co myśli prezes Glapiński, i kreują w ten sposób konsensus - mówił.
- Potem są zaskoczeni, że nie wyczuli tego, czym się kierował pan profesor, a on się kieruje po prostu tym, aby sprzyjać rządowi bardziej, niż ten sam tego oczekuje - stwierdził Paweł Wojciechowski.
Czytaj więcej: "Ten ruch spowoduje zahamowanie tempa spadku inflacji". Ekonomiści nie kryją zdziwienia decyzją RPP
Poszkodowani przede wszystkim oszczędzający
Wojciechowski zwrócił uwagę, że na wysokiej inflacji tracą przede wszystkim oszczędzający.
- Jest 2,5 mln złotówkowiczów, kredytobiorców i 38 mln Polaków, którzy cierpią z powodu drożyzny, wysokiej inflacji, która będzie uporczywa, jest tym ukrytym, nikczemnym podatkiem, który w wyniku tej polityki pieniężnej tak naprawdę jest pobierany - mówił.
- Jeżeli popatrzymy na to, kto najbardziej traci na inflacji, to najwięcej tracą ci, którzy mają jakiekolwiek oszczędności. Skala tego jest w granicach 250 mld złotych od czasu, gdy ta inflacja rosła, czyli mniej więcej przez dwa lata. Natomiast skala strat złotówkowiczów jest w granicach 50 mld złotych - mówił.
Zdaniem Wojciechowskiego "jest to stawianie wozu przed koniem". - Zajmujemy się pewną określoną grupą, jeżeli jest to cel w ogóle tej decyzji, zanim rozstrzygniemy elementy kluczowe, którą jest zdrowa polityka gospodarcza, stabilna, jeżeli chodzi o stabilizacje cen i budżetu. Przy bardzo ekspansywnej polityce fiskalnej po to jest niezależny bank centralny, aby kontrować politykę ekspansywną fiskalną, a tego nie robi - ocenił profesor.
Orłowski: zyskuje minister finansów i rząd
Witold Orłowski mówił, że na inflacji "zyskuje minister finansów i rząd".
- Dzięki inflacji ma spadającą relację długu do PKB, dlatego że po prostu nie zwraca części długu publicznego, który zaciągnął. Stąd jest ten spadek, którym rząd się szczyci, że spadła relacja długu do PKB, bo stracili pieniądze ci, którzy oszczędzali - mówił.
Profesor dodał, że "tracą także oszczędzający, których jest wielokrotnie więcej niż kredytobiorców". - Banki najpierw obniżą stopy od depozytów oczywiście, dopiero po tym od kredytów - zwrócił uwagę.
- Ci, którzy dzisiaj cieszą się, że zapłacą ratę o 50, 80 złotych mniej, nie wiedzą, że jeżeli skutkiem tego będzie, że inflacja za dwa, trzy lata nie wróci do 2, 3 proc., a stopy nie spadną znowu do 3 proc., tylko będzie się utrzymywała na poziomie 8, 9 proc., a stopy będą wynosiły 8, 9 czy 10 proc., to przez następne lata zapłacą wielokrotnie więcej niż w tej chwili zyskują przy tej obniżce - wyliczał ekonomista.
Źródło: TVN24 Biznes, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24