Podwyżek nie unikniemy dlatego, że ceny energii docierają do nas w różny sposób, nawet w bułce, którą jemy na śniadanie, poprzez koszty jej transportu i produkcji - mówił w TVN24 BiS Mariusz Adamiak, ekonomista PKO BP. Dodał, że pomysł rekompensat, jakie szykuje rząd, nie zlikwiduje całkowicie problemu.
Urząd Regulacji Energetyki poinformował w ubiegłym tygodniu, że sprzedawcy energii elektrycznej (PGE, Tauron, Enea, Energa) wnioskują o średnio ponad 30-procentowe podwyżki taryf dla gospodarstw domowych w 2019 roku. Poziom, na jakim ostatecznie będą kształtowały się opłaty w przyszłym roku, będzie znany po zakończeniu procesu taryfowego przez URE.
Rekompensaty za drogi prąd zapowiedział już minister energii Krzysztof Tchórzewski. Obejmą one gospodarstwa domowe, a także - jak mówił minister - "znaczną część firm małych i średnich, w takim zakresie, w jakim one uczestniczą w obsłudze ludności".
Będzie drożej
Zdaniem Mariusza Adamiaka, dyrektora Działu Strategii Inwestycyjnych w PKO BP, podwyżek jednak nie unikniemy. - Dlatego, że ceny energii docierają do nas w różny sposób, nawet w bułce, którą jemy na śniadanie, poprzez koszty jej transportu i produkcji - tłumaczył. Według niego rekompensaty w jakiś sposób ograniczą problem, ale go całkowicie nie zlikwidują, ponieważ rosną koszty dla firm i samorządów. - Poza tym te rekompensaty są czasowe, mówi się o jednym roku. Zobaczymy, co będzie dalej - zauważył. - Tak czy inaczej ceny energii wzrosną, odczujemy je w naszych portfelach pośrednio i bezpośrednio - dodał.
Droższe bilety
Jak zauważył ekonomista, wśród najbardziej poszkodowanych podmiotów znajdują się samorządy. - Myślę, że tutaj w wielu przypadkach zapadnie decyzja o podniesieniu cen np. biletów komunikacji miejskiej. Zwłaszcza, że jest początek kadencji, więc łatwiej to zrobić politycznie - powiedział.
Autor: tol//dap / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock