- Górnicy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) powinni rozpocząć rozmowy ze swoim pracodawcą - powiedział w TVN24 minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz. W środę w kopalniach JSW rozpoczął się strajk, wstrzymano wydobycie. Szef resortu pracy podkreśla, że sytuacja w Kompanii Węglowej, w której niedawno zakończył się protest, jest inna niż w JSW. - KW realizowała program ogłoszony przez rząd, a tu mamy do czynienia ze spółka giełdową. Warto żeby rada nadzorcza, gdzie są przedstawiciele akcjonariuszy i pracowników, włączyła się w negocjacje - dodał Kosiniak-Kamysz.
Związkowcy żądają m.in. odwołania zarządu JSW, który chce wdrożyć plan oszczędnościowy, i rezygnacji ze zwolnienia związkowców z kopalni Budryk.
Apel ministra
Kosiniak-Kamysz apelował na antenie TVN24 o podjęcie rozmów. - Warto, żeby rada nadzorcza włączyła się w proces dialogu pomiędzy reprezentacją pracowników, którą są związki zawodowe i pracodawcą reprezentowanym przez zarząd spółki - powiedział minister.
Podkreślił, że przedstawiciele rządu nie będą brali udziału w rozmowach między zwaśnionymi stronami. - Nie widzę nic nienaturalnego, jeżeli sprawy związane z daną firmą rozgrywają się w tej firmie - zaznaczył. Skarb Państwa jest udziałowcem JSW i w radzie nadzorczej spółki są jego przedstawiciele - dodał.
We wtorek późnym popołudniem w kopalniach JSW zakończyło się dwudniowe referendum, w którym 98 proc. głosujących poparło akcję protestacyjną. Górnicy odpowiadali na pytanie: "Czy jesteś za podjęciem akcji protestacyjno-strajkowych, mających na celu wycofanie się zarządu JSW z uchwał i decyzji, które pozbawiają pracowników dotychczasowych warunków pracy, płacy i świadczeń pracowniczych?".
"Nie" dla planu
Związkowcy stanowczo nie zgadzają się na wdrożenie ogłoszonego niedawno przez zarząd planu oszczędnościowego. Jak przekonywał prezes JSW Jarosław Zagórowski, jest on konieczny, by trwale poprawić kondycję firmy. Zarząd chce m.in. zamrożenia płac w 2015 r., zmniejszenia deputatu węglowego, rezygnacji z dopłat do zwolnień lekarskich (zgodnie z kodeksem pracy pracownikowi przysługuje 80 proc. wynagrodzenia, JSW dopłaca pracownikom pozostałe 20 proc.) oraz uzależnienia wypłaty czternastej pensji od zysku firmy. Czternastka za 2014 r. miałaby być rozłożona na raty. Zarząd chce też zrezygnować z przewozów pracowniczych, naliczania odpisu na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych dla emerytów i rencistów. Chciałby płacić za pracę w soboty i niedziele również zgodnie z kodeksem pracy, a nie jak obecnie - z bardziej korzystnymi dla pracowników regulacjami wewnętrznymi. Zmniejszony ma zostać również deputat węglowy - z obecnych 8 ton dla wszystkich, do 4 ton dla pracowników dołowych i 2 ton dla pracujących na powierzchni.
Ile stracą?
Według zarządu oznacza to zmniejszenie rocznych przychodów pracowników o ok. 10 proc. Związki nie zgadzają się z tymi wyliczeniami. Ich zdaniem pracownicy, zależnie do stanowiska pracy, stracą na tych zmianach od 10 do 30 proc. Spór między prezesem JSW a działającymi w firmie związkami toczy się od dawna. Związkowcy zarzucają Zagórowskiemu pozorowanie dialogu i błędy w zarządzaniu, on związkom - opór wobec jakichkolwiek zmian korzystnych dla firmy, która zmaga się obecnie z kryzysem całej branży. Podczas poprzedniego, październikowego sondażowego referendum w sprawie odwołania zarządu zdecydowana większość pracowników była "za". Zarząd uznał tamto referendum za nielegalne.
Szef resortu pracy odniósł się także do sytuacji w Kompanii Węglowej: - Wczoraj minister Kowalczyk był w Brukseli, to była dobra rozmowa. Proces decyzyjny w ramach Komisji Europejskiej trwa i nie wiemy, kiedy się zakończy - powiedział Władysław Kosiniak-Kamysz.
Rozmowy między polskim rządem a Brukselą dotyczą tego, czy dofinansowanie kopalń należących do KW może zostać udzielone, czy zostanie uznane przez KE za niedozwoloną pomoc publiczną. Unia pozwala na wspieranie tych tych kopalń, które mają zostać zamknięte, zaś wg porozumienia zawartego między rządem a związkowcami z KW - nawet nierentowne kopalnie nie zostaną wygaszone.
Autor: tol / Źródło: TVN24, PAP