Producenci filmów zawyżają budżety, dystrybutorzy nie oddają części pieniędzy z biletów kinowych. Umniejsza to wpływy do PISF – donosi "Puls Biznesu".
Pieniędzy na kręcenie filmów w Polsce jest mało, więc filmowcy walczą o każdy grosz, często naginając prawo i zwykłą uczciwość. Nagminną praktyką jest zawyżanie budżetów po to, by uzyskać większą dotację z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Jak to wygląda?
Stowarzyszenie Film 1,2 opisuje mechanizm w liście do Agnieszki Odorowicz, szefowej instytutu: producent zawyża budżet, sztucznie pompując koszty i wkład własny. "W konsekwencji, jeśli nawet film przynosi odpowiedni dochód i pojawia się możliwość zwrotu dotacji, to najczęściej do PISF nie trafia ani złotówka" – napisano w liście.
Jakie zwroty?
- Wydajemy 76-90 mln zł rocznie na fabularną produkcję filmową. Zwroty od beneficjentów wynoszą średnio 5-10 proc. nakładów - podobne wskaźniki uzyskuje się w Niemczech i Francji - mówi Agnieszka Odorowicz.
PISF i filmowcy wskazują - winę za małe zyski filmowców, a więc i niskie zwroty do PISF, ponoszą dystrybutorzy. - Zaniepokoił nas spadek kwot odprowadzanych przez dystrybutorów producentom od ceny biletu kinowego. Średni procent jest niższy niż w krajach Europy Zachodniej - mówi Agnieszka Odorowicz.
Autor: msz / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: CC-BY-SA-2.5/commons.wikimedia.org | QuiteUnusual