Od wyborów minęło już kilka dni, ale debata na temat pomysłów zgłoszonych przez Andrzeja Dudę w trakcie kampanii chyba dopiero się zaczyna. Jednym z ciekawszych jest ten dotyczący nowego podatku, którymi miałyby zostać obłożone banki, bo można to zrobić na dwa sposoby. Jeden gorszy, drugi lepszy.
O ile jestem przekonany, że wszystkie zgłaszane przez różnych polityków pomysły dotyczące "pomocy frankowiczom” na końcu wylądują w śmietniku, to akurat pomysł z opodatkowaniem banków może udać się zrealizować. W przeciwieństwie do grzebania ludziom w prywatnych umowach kredytowych i nakładania podatków, to akurat dziedzina przynależna politykom, a w dzisiejszej sytuacji politycznej, niewielu z nich zapewne zdecyduje się na obronę banków.
Aktywa i pasywa
Temat zrobił się jeszcze ciekawszy, kiedy swoją kontrpropozycje złożył prezes NBP Marek Belka. Mamy sytuację, w której zwycięzca wyborów chce opodatkować aktywa banków, a prezes NBP mówi, że lepiej opodatkować pasywa banków. Co ważne – tylko niektóre pasywa.
Aktywa w firmie to jej majątek, dzięki któremu może ona zarabiać. W przypadku banku aktywami są przede wszystkim kredyty – główne źródło bankowych zysków, a także inne inwestycje banków, na których mogą one zarabiać, na przykład inwestycje w obligacje rządowe albo innych firm. Pasywa banków, to ich zobowiązania wobec swoich klientów i partnerów biznesowych – czyli przede wszystkim nasze depozyty bankowe, ale także pieniądze, które banki pożyczają od innych banków albo od inwestorów na rynku kapitałowym (na przykład emitując swoje obligacje). Marek Belka zastrzegł, że depozyty ludności miałyby pozostać nieopodatkowane, a obłożyć podatkiem można by pozostałe zobowiązania banków.
Teraz liczby
Według danych KNF w całym sektorze bankowym w Polsce na koniec marca było 1 bilion 569 miliardów 306 milionów PLN aktywów. 1,1 bln PLN z tego stanowią kredyty. Około 100 mld PLN to majątek trwały, nieruchomości, a także gotówka i kasa na kontach w NBP. Pozostałe około 350 mld PLN to obligacje i inne bankowe inwestycje.
Gdyby to opodatkować stawką w wysokości np. 0,4 procent (taki poziom stawki obił mi się o uszy), dawałoby to blisko 6,3 mld PLN dochodów do budżetu. Dla porównania: z VAT budżet ma rocznie ponad 120 mld PLN, z PIT ponad 40 mld. Rewolucji w budżecie więc by z tego nie było, ale z drugiej strony zawsze to jakieś dodatkowe pieniądze.
Czy byłaby rewolucja w bankach? Zysk netto całego sektora bankowego w 2014 r. przekroczył 16 mld PLN. Czyli zabranie z banków w formie podatku 6,3 mld PLN zmniejszyłoby zysk sektora o 40 proc. Myślę, że same banki dałyby sobie radę bez tych pieniędzy, ale mocno protestowałaby zapewne KNF, który chce, aby banki przeznaczały zyski na zwiększanie swojego kapitału i umacnianie dzięki temu swojej pozycji. Banki z kolei chciałyby też wypłacać część zysku akcjonariuszom w formie dywidendy. Obawiam się, że byłby problem z pogodzeniem podatku, dywidend i potrzeby zwiększania kapitałów. W takim sporze przegraliby zapewne akcjonariusze, a banki zrezygnowałyby z dywidend. Co oczywiście z punktu widzenia interesu państwa i budżetu nie jest żadnym minusem takiego rozwiązania.
Zobowiązania banków nie będące depozytami, czyli ta część pasywów, której opodatkowanie dopuszcza Marek Belka, to 334 mld PLN. Aby z ich opodatkowania uzyskać tyle samo, co z opodatkowania wszystkich aktywów, trzeba by wprowadzić stawkę w okolicach 2 procent, czyli blisko 5 razy wyższą niż przy aktywach.
Który pomysł lepszy?
Marek Belka tłumaczy, że opodatkowanie aktywów będzie zniechęcać banki do powiększania tych aktywów. Czyli będzie zniechęcać do udzielania kredytów, czyli do finansowania inwestycji w polskiej gospodarce. Jednym słowem, taki podatek może doprowadzić do spowolnienia całej gospodarki.
Wydaje mi się, że to wizja przesadzona, bo przecież banki nawet po wprowadzeniu opodatkowania aktywów dalej zarabiałyby na kredytach. Tyle że zarabiałyby mniej. Można się obawiać, że zaczęłyby szukać nowych sposobów na powiększanie zysków, czyli podnosiłyby najróżniejsze opłaty dla klientów, ale zahamowania akcji kredytowej bym się nie spodziewał. Co do szukania dodatkowych zysków, to banki przecież tak właściwie szukają ich bez przerwy. Ważne, żeby nie naruszały przy tym praw klientów, o co powinien dbać i stara się dbać nadzór finansowy. Generalnie więc obaw prezesa NBP nie podzielam. Widzę natomiast poważne wady w jego propozycji opodatkowania niektórych pasywów.
Minusem takiego rozwiązania jest to, że łatwo je obejść. W przypadku opodatkowania tylko jednej formy zobowiązań banków, banki natychmiast zaczną preferować formę nieopodatkowaną, czyli depozyty. Będziemy więc mieć sytuację zwiększonej walki o dodatkowe depozyty, może nawet „wojnę depozytową”. To oczywiście oznacza podniesienie ich oprocentowania w bankach, co klientów może tylko ucieszyć. Ale to z kolei będzie oznaczać albo mniejsze zyski w bankach, albo (co bardziej prawdopodobne) podniesienie oprocentowania także kredytów. A to już może wywołać zahamowanie akcji kredytowej, może nawet i większe niż przy podatku od aktywów. Ponadto te opodatkowane formy pasywów, a więc emisje bankowych obligacji, listów zastawnych itp. to też cenny dla gospodarki rynek i szkoda go tłumić podatkiem. Od tej strony podatek od aktywów jest lepszy, bo dotyczy wszystkich aktywów – jest prostszy i nie jest wybiórczy.
Z propozycji Marka Belki i Andrzeja Dudy wolę więc te drugą. Nie wiem tylko, czy jest sens zmieniać system podatkowy dla 6–7 mld PLN, czyli 0,4 procent PKB rocznie. Chyba że oprócz pieniędzy chodzi też o wymiar symboliczno-polityczny takiego podatku i zaspokojenie żądań tych wszystkich, którzy wbrew oczywistym faktom twierdzą, że banki nie płacą w Polsce podatków (chociaż w 2014 zapłaciły prawie 4 mld PLN podatku CIT). Z jednej strony byłoby to wysoce niemoralne, bo władza nie powinna ulegać naciskowi ignorancji, ale z drugiej może poprawiłoby to wizerunek banków w oczach tych najbardziej im niechętnych. Wizerunek mocno nadszarpnięty w ostatnich miesiącach wysoce nieporadnym zachowaniem środowiska bankowego wobec kwestii kredytów walutowych. Jak wspomniałem na początku, państwo nie powinno grzebać w prywatnych umowach kredytowych, ale kto wie, może zamiast „siłowego” przewalutowania kredytów CHF banki za jakiś czas niejako „za karę” doczekają się od polityków nowego podatku. Podejrzewam, że nikt wtedy nie będzie ich z tego powodu zbyt mocno żałować.
Autor: Rafał Hirsch
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock