Nowelizacja ustawy, nad którą pracuje rząd, przewiduje, że pracownicy ze Wschodu powinni mieć zapewnione takie same pensje, jakie zarabiają Polacy - donosi "Rzeczpospolita". Dodatkowo, wymagane będą dodatkowe zezwolenia. Zdaniem dziennika ta decyzja może osłabić pozycję pracowników m.in. z Ukrainy.
Co roku blisko 550 tys. pracowników jest pozyskiwanych zza wschodniej granicy - głównie z Ukrainy. Dla polskich pracodawców byli oni bardzo atrakcyjni - obniżali koszty pracy i zapełniali lukę po milionach emigrujących Polaków.
Zasilali oni zwykle następujące branże: budowlaną, transportową, rolnictwo oraz gastronomię. Tymczasem, rząd proponuje rozwiązanie, które zmieni tę sytuację - cudzoziemcy mają otrzymywać takie samo wynagrodzenie, co pozostali pracownicy zatrudnieni w danej branży. – Obecnie nie ma takich wymogów. Należy zagwarantować co najmniej minimalne wynagrodzenie – komentuje Robert Lisicki z Konfederacji Lewiatan w rozmowie z "Rz".
Nie tylko równa płaca
Zrównanie pensji to jednak nie wszystko. Przepisy przewidują także wprowadzenie kolejnych typów zezwoleń, które ma wydawać starosta. Na pracę sezonową dokument ma być ważny przez osiem miesięcy, natomiast w przypadku pracy krótkoterminowej sześć miesięcy. Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", spowoduje to, że cała procedura zatrudniania obcokrajowców się "wydłuży i skomplikuje". Dzisiaj wystarczy tylko oświadczenie o chęci zatrudnienia pracownika z zagranicy.
Od pół roku bez zezwoleń
Dziennik przypomina, że od pół roku obywatele Białorusi, Gruzji, Mołdawii, Rosji, Armenii i Ukrainy mogą legalnie pracować w Polsce, a żadne zezwolenie nie jest konieczne.
Według danych przytaczanych przez "Rz" zainteresowanie pracownikami spoza Polski jest spore. W 2015 rok pracodawcy złożyli 782 tys. oświadczeń, natomiast tylko w pierwszym kwartale było ich już 318 tys. Nałożenie wymogu zezwoleń spowoduje, że te liczby znacznie się zmniejszą.
Nowe przepisy
– Staramy się tak skonstruować nowe przepisy, by jak najmniej dotknęły polskich przedsiębiorców. Jesteśmy otwarci na propozycje, ale ogranicza nas unijna dyrektywa – tłumaczy Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej w rozmowie z "Rz". Równocześnie przestrzega jednak przed dwoma kwestiami: wykorzystywaniem ludzi jako taniej siły roboczej oraz nadużywaniem procedury oświadczeń. Rafał Baczyński-Sielczek z Instytutu Spraw Publicznych sugeruje, że cudzoziemcy często korzystają z tego rodzaju dokumentów po to, by uzyskać prawo wjazdu do strefy Schengen. Z kolei wiceminister Szwed dodaje: "Często nie wiemy, co dzieje się z pracownikami po tym, jak przekroczą naszą granicę. Trzeba to zmienić".
Autor: ag/gry / Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock