- Wydaje mi się, że będzie bezpieczniej. Nie odkrywamy Ameryki, wprowadzamy coś, co było, już funkcjonuje w innych krajach tzw. cywilizowanej motoryzacji - mówi o zmianach dla kierowców Kuba Bielak z TVN Turbo. Ekspert podkreślił jednak, że "sto razy gorszym problemem na naszych drogach niż nadmierna prędkość, alkohol w samochodzie, jest patologiczny system szkolenia i brak systemowych rozwiązań w tym zakresie".
Od 4 stycznia przyszłego roku wchodzi w życie surowsze prawo dla młodych kierowców. Wydłużony zostanie do 2 lat okres próbny. W tym czasie osoba, która od niedawna ma prawo jazdy i podlega pod nowe przepisy nie może popełnić więcej niż jednego wykroczenia przeciw bezpieczeństwu. W pierwszych ośmiu miesiącach dwuletniego okresu próbnego świeżo upieczony kierowca jest także zobowiązany poruszać się samochodem oklejonym tzw. zielonym listkiem.
Bicie rekordów
Jak tłumaczy Bielak, "chodzi z jednej strony o to, żeby oznaczyć takiego kierowcę w ruchu dla wszystkich innych kierowców, po to, żeby wiedzieć, że może popełnić błąd, ale również trzeba go oznaczyć dla policji".
W czasie tych kilku miesięcy będą obowiązywały także obostrzenia związane z prędkościami. Na obszarze zabudowanym będzie to prędkość 50 km/h, nawet jeśli znaki pozwalają na poruszanie się z większą prędkością. Poza obszarem zabudowanym będzie to prędkość nie większa niż 80 km/h, a na drogach ekspresowych i autostradach młody kierowca nie będzie mógł przekroczyć prędkości 100 km/h.
Jego zdaniem wprowadzenie takich rozwiązań ma wzbudzić u młodych kierowców "dozę większego przykładania się do odpowiedzialności, jaka wiąże się z prowadzeniem samochodu".
- Od pewnego czasu wprowadzamy rozwiązania dla problemów na naszych drogach z pijanymi kierowcami, czy nadmierną prędkością. Natomiast jest też problem z młodymi kierowcami, którzy wyjeżdżają na drogi i wtedy jest bicie rekordów prędkości - zauważył Kuba Bielak.
Ekspert wskazał, że w Austrii, która wprowadziła okres próbny i doszkolenia o ok. 20 proc. spadła liczba wypadków ze skutkiem śmiertelnym powodowanych przez młodych kierowców. Zdaniem dziennikarza TVN Turbo, by takie rezultaty osiągnąć także w Polsce trzeba "rzetelnej realizacji, monitoringu i kontroli" wprowadzonych rozwiązań.
To jednak nie koniec zmian.
Między czwartym a ósmym miesiącem od dnia wydania uprawnień nowy kierowca będzie musiał odbyć kurs, w którym część teoretyczna dotyczyć będzie przyczyn wypadków drogowych. W ramach kursu odbędzie się też jedna godzina zajęć praktycznych w ośrodkach doskonalenia techniki jazdy. Łączny koszt wyniesie 300 zł.
- To nie jest dużo, bo to inwestowanie w swoje bezpieczeństwo - ocenił Bielak.
Większy problem
Gość TVN24 zauważa jednak, że "sto razy gorszym problemem na naszych drogach niż nadmierna prędkość, alkohol w samochodzie, jest patologiczny system szkolenia i brak systemowych rozwiązań w tym zakresie".
- Egzamin jest nieobiektywny, to jest problem, że na podstawie subiektywnej oceny egzaminatora ocenia się kandydata na kierowcę. Jeżeli 70 proc. przychodów WORD-ów stanowią wpływy z egzaminów poprawkowych, to wiadomo, że coś jest nie tak - tłumaczył. Jego zdaniem "wymaganie pewnych zachowań na egzaminie pociągnęło za sobą taki skutek, że szkoły nauki jazdy nie szkolą, tylko przygotowują do egzaminów". To trzeba wszystko zmienić" - ocenił ekspert.
Zdaniem Bielaka dobrym rozwiązaniem byłoby, żeby to obywało się na takich zasadach jak w życiu.
- Jeżeli my jako kierowcy popełnimy błąd na drodze, to jest taryfikator mandatów. Tak samo powinno być na egzaminie. Jeżeli popełnisz, dostajesz ujemne punkty - powiedział.
Jak dodał, "zobiektywizowanie zasad egzaminowania pociągnęłoby za sobą to, że szkoły nauki jazdy wróciłyby do uczenia, a nie zarabiania pieniędzy".
Autor: mb/gry / Źródło: tvn24