W ostatnich latach poziom średniego polskiego wynagrodzenia stale rośnie i tym samym odrabiamy duży dystans względem bogatszych krajów Unii Europejskiej. Aby jednak polskie zarobki zrównały się z unijną średnią potrzeba prawie 60 lat - wynika z analizy firmy Grant Thornton.
Dynamiczny rozwój polskiej gospodarki, jaki miał miejsce w ostatnich dwóch dekadach, nie przekłada się w pełni na wzrost wynagrodzeń tutejszych pracowników. W latach 2000-2017 płace w Polsce rosły rocznie średnio o 0,9 proc. wolniej niż dynamika.
Jak wynika z raportu Grant Thornton "Salary Catch Up Index. Kiedy zarobki w Polsce dogonią średnią unijną?", gdyby nie ta dysproporcja (gdyby wynagrodzenia w Polsce rosły w tempie PKB), przeciętny zatrudniony w Polsce pracownik w 2017 roku zarabiałby średnio o 1 834 zł brutto więcej niż zarabia obecnie (średnia pensja wynosiłaby nie 4 517 zł, a 6 351 zł).
Zliczając łącznie od 2000 roku wszystkie "stracone" w ten sposób pensje, przeciętny Polak zarobiłby o 190,3 tys. zł więcej.
Średnie zarobki
Według danych Eurostatu, średnia miesięczna pensja w Unii Europejskiej wynosi 2 904 euro, czyli około 12 670 zł (przy kursie 4,37 PLN). Z kolei biorąc pod uwagę tylko państwa należące do strefy euro wynagrodzenie wynosi już 3 094 euro.
Państwem, w którym odnotowuje się najwyższe średnie wynagrodzenie w UE jest Luksemburg - zarabia się tam 4 654 euro miesięcznie, czyli aż 20 336 zł. Najniższe miesięczne wynagrodzenia występują jedynie w biedniejszych krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Najmniej, bo tylko 460 euro (2 000 zł) miesięcznie otrzymują pracownicy w Bułgarii. Niewiele wyższa jest pensja w Rumunii (570 euro euro), na Litwie (718 euro) i Łotwie (799 euro).
Polska zajmuje 8. miejsce od końca w zestawieniu średnich wynagrodzeń w UE. Przeciętna pensja polskiego pracownika wynosi 982 euro (4 287 zł), czyli Polacy zarabiają niemal dwa razy tyle co Bułgarzy. Jednak mimo dynamicznie rozwijającej się gospodarki w Polsce, na tle Unii nasza gospodarka nadal wypada blado, bowiem zarabiamy prawie trzy razy mniej niż wynosi średnia unijna. W dodatku w porównaniu z bogatym Luksemburgiem polski obywatel zarabia średnio o około 16 tys. zł mniej.
Jak podkreśla Grant Thornton, aktualne niskie wynagrodzenia w krajach Europy Środkowej i Wschodniej nie świadczą jednak o tym, że te państwa się nie rozwijają. Wręcz przeciwnie - obecne i przewidywane w krótkim i średnim terminie tempo wzrostu wynagrodzeń jest znacznie wyższe niż w państwach Europy Zachodniej.
Średnia realna (po uwzględnieniu inflacji) dynamika dla dziesięciu najbiedniejszych państw UE (w tym Polski) wyniosła w 2016 r. 4,63 proc. (najnowsze dostępne, porównywalne dane). Największą wartość odnotowano w Rumunii (8,32 proc. wzrostu) oraz Bułgarii (6,49 proc.). Polska idealnie wpasowuje się w średnią dla regionu. Tempo wzrostu wynagrodzeń polskich pracowników wynosi 4,53 proc.
Z kolei najniższy wskaźnik dynamiki wzrostu średniej pensji odnotowuje się w Grecji. Jako jeden z niewielu krajów w UE ma ujemną dynamikę (-1,36 proc.), co spowodowane jest skutkami kryzysu gospodarczego z 2010 roku.
Kiedy dogonimy Unię?
Z raportu wynika, że poziom polskich wynagrodzeń zrówna się z poziomem średniej unijnej za 59 lat. Przy założeniu, że przez kolejne lata zarobki w Polsce rosłyby realnie o 4,53 proc. rocznie (jak w ostatnich trzech latach), a średnia pensja unijna notowałaby coroczny wzrost o 2,65 proc., w maju 2077 roku zarówno polskie jak i unijne miesięczne zarobki "przetną się" i będą wynosiły około 14 620 euro.
Ze wszystkich państw członkowskich UE, które mają wyższe zarobki od Polski, najszybciej dogonimy Portugalię. Stanie się to już marcu 2023 roku. I to mimo tego, że różnica między polskimi a portugalskimi rocznymi zarobkami na obywatela wynosi aż 5 510 euro. Powodem tak szybkiego zrównania się z bogatym krajem z zachodu jest ujemna dynamika zmian wynagrodzeń w Portugalii, wynosząca - 0,29 proc.
Innym państwem, które również szybko przegonilibyśmy pod względem średniego wynagrodzenia, jest Grecja. Jeśli zostałaby zachowana aktualna dynamika zmian wynagrodzeń w obu państwach, Polska powinna dogonić Grecję już w marcu 2024 roku.
Kolejne państwa w UE dogonimy już po dłuższym czasie. Hiszpanię - w sierpniu 2037 roku, Włochy - w sierpniu 2041 roku, a Belgię - we wrześniu 2045 roku.
Inne bogate państwa będzie nam jeszcze trudniej przegonić pod względem poziomu wynagrodzeń przez ich wysoką dynamikę wzrostu. Taką samą płacę jak Irlandia i Wielka Brytania będziemy mieć odpowiednio dopiero pod koniec 2057 oraz 2059 roku. Dziesięć lat później, bo w lipcu 2067 roku, poziom pensji polskich i austriackich obywateli zrówna się i wyniesie około 114 tys. euro rocznie. Gdyby założyć, że dynamika wzrostu wynagrodzeń w państwach UE wciąż utrzyma się stale na aktualnym poziomie, to we wrześniu 2070 roku Polska dogoniłaby również Luksemburg, w którym według danych z Eurostatu są dziś najwyższe płace w całej Unii.
Ze względu na dość niską dynamikę wzrostu (+1,58 proc.) dogonimy to państwo szybciej, niż Niemcy, którego pensje są niższe niż w Luksemburgu. Nasz zachodni sąsiad ma bowiem relatywnie wysoką dynamikę wynagrodzeń - aż 2,17 proc. wzrostu rocznie. To połączenie dość wysokich płac i dość wysokiej ich dynamiki sprawia, że Niemcy są ostatnim państwem, które Polska dogoniłaby przy obecnych dynamikach. Stałoby się to dopiero w maju 2077 roku. Płace w obu krajach będą wynosić wtedy około 175 tys. euro rocznie.
Autorzy analizy zwracają uwagę, że Polska dogoni Niemcy dokładnie w tym samym czasie co średnią unijną. "Mogłoby się wydawać, że średnia unijna zostanie osiągnięta znacznie wcześniej, tzn. gdzieś w połowie stawki doganianych państw. Należy jednak pamiętać, że do obliczenia średniej unijnej brane są pod uwagę nie tylko te kraje, które uda nam się dogonić (bogatsze od Polski), ale też te biedniejsze państwa, których naturalnie nigdy nie dogonimy, bo już teraz je wyprzedzamy. Kraje te sprawiają, że okres doganiania średniej unijnej wydłuża się" - czytamy w raporcie.
Kiedy nas dogonią?
Według obliczeń Grant Thornton pierwszym państwem, które w następnych latach dogoni Polskę pod względem średnich zarobków, będzie Rumunia. Jeśli dynamika wzrostu wynagrodzeń w tym państwie utrzyma się na aktualnym, najwyższym w UE poziomie (+8,32 proc.), to średnia roczna pensja w Rumunii wynosząca dziś 6,8 tys. euro w listopadzie 2029 roku wzrośnie do 22 tys. euro i tym samym przebije poziom w Polsce (wynoszący w tym czasie 21,7 tys. euro).
Kolejne państwo z niższym średnim wynagrodzeniem - Bułgaria - według prognoz dogoni Polskę dopiero w lutym 2054 roku. Dziesięć lat później, bo w 2064 roku w sierpniu, zrobi to Litwa. Przy aktualnych dynamikach tylko te trzy powyższe biedniejsze państwa przegonią Polskę pod względem zarobków.
Według szacunków Czechy, Łotwa, Węgry oraz Słowacja nigdy nie zrównają się z szybko rosnącymi zarobkami w Polsce.
Co można kupić za średnią pensję?
Biorąc pod uwagę średnie miesięczne wynagrodzenia państw Unii Europejskiej oraz aktualne ceny produktów firma Grant Thornton sprawdziła, ile litrów paliwa, zestawów w popularnej restauracji fast food oraz biletów do kina mógłby kupić obywatel wydając w swoim państwie całą miesięczną pensję na dany produkt.
Z obliczeń wynika, że średnie miesięczne wynagrodzenie w UE pozwala na kupno ok. 2 220 litrów paliwa (którego jeden litr kosztuje średnio 1,31 euro), 446 zestawów (średnio po 6,50 euro) lub 345 biletów do kina (ok. 8 euro za jeden).
W zestawieniu 27 państw UE Polska zajmuje 20. miejsce pod względem możliwej do zakupienia ilości paliwa. Za jeden litr płacimy około 1,10 euro. Przy średniej pensji 982 euro możemy miesięcznie kupić 893 litry paliwa. Z kolei wydając pensję tylko na zestawy (w Polsce po 4,40 euro) możemy ich mieć 225 sztuk. Jeśli natomiast przeznaczymy całą pensję na kino, otrzymamy 164 wejściówki.
O firmie
Grant Thornton to organizacja zrzeszająca niezależne firmy świadczące usługi audytorskie i doradcze. Działa w 136 krajach, zatrudniając 50 tys. pracowników. W Polsce firma obecna jest od 25 lat i zatrudnia ponad 550 osób.
Autor: tol / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/Grant Thornton