Z powodu rosnących cen prądu czy gazu mniej pieniędzy będziemy przeznaczać na żywność. Ceny żywności rosną, więc musimy ograniczać nasze wydatki na jedzenie i zastanawiać się: co kupić, a z czego zrezygnować. Ewentualnie zmniejszać jakość produktów, które kupujemy, bo jednak są trochę tańsze - stwierdziła na antenie TVN24 doktor Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Z szybkiego, wstępnego szacunku przygotowanego przez Główny Urząd Statystyczny wynika, że inflacja we wrześniu 2021 roku w Polsce wyniosła 5,8 procent rok do roku. W ujęciu miesięcznym ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 0,6 procent. Analitycy prognozują, że w "w październiku czeka nas szóstka z przodu".
Inflacja w Polsce - co nas czeka?
Starczewska-Krzysztoszek zwróciła uwagę, że prąd, gaz i śmieci to są "stałe elementy w naszym budżecie" domowym. - Możemy wyłączać światło, wtedy kiedy go nie musimy używać, ale przecież nie przejdziemy na lampy naftowe. W zimie musimy ogrzewać mieszkanie, czy mamy je z elektrociepłowni, czy gazowe, które będzie kosztować znacznie więcej. To są koszty, które musimy ponieść. Tu się nie da zbyt wiele oszczędzić. A co to oznacza? Że w naszym portfelu coraz większą część środków będziemy musieli przeznaczać na to, czego nie możemy wyeliminować - mówiła ekonomistka.
Podkreśliła, że przez to na inne rzeczy w naszym portfelu zostaje mniej. - Te "mniej" jest przeznaczane głównie na żywność, więc jeśli ceny żywności rosną, to musimy ograniczać nasze wydatki na żywność i zastanawiać się, co kupić, z czego zrezygnować, ewentualnie zmniejszać jakość produktów, które kupujemy, bo jednak są trochę tańsze. To jest wyzwanie dla gospodarstw domowych - stwierdziła ekspertka.
Rosnące ceny - wyzwanie dla przedsiębiorców
Ekonomistka powiedziała, że wysoka inflacja będzie też wyzwaniem dla przedsiębiorców. - Ceny za surowce do produkcji, materiały, za które płacą przedsiębiorcy, rosną zdecydowanie szybciej (niż wskaźnik inflacji 5,8 procent rok do roku - red.). Ich koszty rosną szybciej. Do tego rosną wynagrodzenia. (...) Przedsiębiorcy zaczynają silnie odczuwać presję płacową. Jeśli pracownicy słyszą, że ceny rosną, że politycy podnoszą sobie wynagrodzenia od 40 do 70 procent, a ich wynagrodzenia nie rosną albo wzrosły o 5 procent, no to mówią: co z nami, my też chcemy - wyjaśniła Starczewska-Krzysztoszek.
Dodała, że "ta presja płacowa będzie się przekładać na wzrosty wynagrodzeń" i podkreśliła, że "wpadliśmy w bardzo trudny okres".
Podwyżka stóp procentowych - konsekwencje
Rada Polityki Pieniężnej na jednodniowym posiedzeniu 6 października nieoczekiwanie podwyższyła stopy procentowe.
Starczewska-Krzysztoszek zwróciła uwagę, że raty kredytów wzrosną w związku decyzją RPP. - Może nie będzie to bardzo dużo - jak szacujemy, za każde 100 tysięcy złotych (zaciągniętego kredytu hipotecznego - red.) miesięcznie będzie to do 15 złotych więcej odsetek. Jeśli do tego dołożymy rosnące ceny, to nasz portfel zaczyna ze wszystkich stron się bardzo kurczyć. A jednocześnie na naszych kontach oszczędnościowych, jeśli mamy oszczędności, do kolejnej podwyżki stóp procentowych nie będzie przybywać - stwierdziła ekonomistka.
Jej zdaniem decyzja RPP "była bardzo spóźniona". - Te sygnalne podniesienie stóp procentowych powinno się odbywać od początku tego, jeśli nie od końca zeszłego roku. Po to, żeby ci co mają podejmować decyzję i którzy podjęli decyzję o zaciągnięciu kredytu, wiedzieli, czego się można spodziewać. Mam wrażenie, że nie wszyscy, którzy zaciągają kredyt, zdają sobie sprawę z tego, że stopy procentowe mogą wzrosnąć i ten koszt kredytu zaciągniętego może być znacznie wyższy niż ten, który zaczęli płacić w momencie zaciągnięcia - podkreśliła ekspertka.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock