W ostatnich latach dostępność mieszkań w Polsce utrzymywała się na stabilnym poziomie, ponieważ wraz ze wzrostem cen rosły też wynagrodzenia. Ale w drugim kwartale 2020 roku wiele się zmieniło. Jak wyliczył Jarosław Sadowski z Expandera, liczba średnich pensji potrzebnych do kupienia 50-metrowego lokum wzrosła aż do 108. Oznacza to, że dostępność mieszkań była w tym czasie najgorsza od ośmiu lat.
Sadowski podał przykład z pierwszego kwartału 2013 r. Aby kupić wówczas mieszkanie w dużym mieście, na rynku wtórnym, o powierzchni 50 metrów kwadratowych, przeciętnie potrzeba było 102 średnich pensji netto. W czwartym kwartale 2019 r. ten wskaźnik był na dokładnie takim samym poziomie.
Kilka czynników
Zdaniem analityka nagłe pogorszenie dostępności mieszkań wynika z kilku czynników. "Po pierwsze z niskiego poziomu średniego wynagrodzenia w drugim kwartale, które wyniosło 3 776 zł netto. To o 2,5 proc. mniej niż w pierwszym kwartale i tylko o 4 proc. więcej niż przed rokiem" - napisał Sadowski.
Ekspert przytacza dane Narodowego Banku Polskiego. Pokazują one, że średnia transakcyjna cena mieszkania na rynku wtórnym w siedmiu największych miastach wzrosła aż o 10 proc. rok do roku. "Ceny mieszkań zdecydowanie wyprzedziły więc wynagrodzenia. To sprawiło, że wskaźnik dostępności spadł do najgorszego poziomu od trzeciego kwartału 2012 r." - zaznaczył Sadowski.
Tanie kredyty
Według Sadowskiego wpływ na wzrost wskaźnika dostępności mogły mieć obniżki stóp procentowych. "Na ogół kupujemy mieszkania z pomocą kredytu hipotecznego, więc kluczowy jest fakt, czy kredytobiorcę będzie stać na spłatę raty za dany lokal" - wyjaśnił.
"Załóżmy, że kogoś stać na zapłacenie 1500 zł raty. W marcu taką osobę było stać na kredyt w wysokości 288 351 zł, ponieważ przy średnim oprocentowaniu na poziomie 3,86 proc. rata wynosiła właśnie 1500 zł. W czerwcu oprocentowanie spadło do 2,63 proc., co oznacza, że taką ratę miał kredyt w wysokości 329 439 zł. Kwota, którą taka osoba może pożyczyć wzrosła więc aż o 41 000 zł" - wyliczył ekspert.
Dodał, że rekordowo niskie oprocentowanie kredytów sprawia, że nawet jeśli kogoś dochody nie wzrosły, to ma wrażenie, że może sobie pozwolić na zakup droższego mieszkania. Jego zdaniem wskaźnik dostępności może utrzymywać się na podwyższonym poziomie do czasu, gdy stopy procentowe wrócą do wcześniejszych, wyższych poziomów.
Wyjątkowa sytuacja
Sadowski zastrzegł jednak, że "wystrzał wskaźnika w drugim kwartale może być tylko chwilowy", bowiem może być "efektem niezwykłej sytuacji, z jaką mieliśmy do czynienia w tym okresie".
"Przypomnijmy, że był to czas lockdownu, kiedy nie mogliśmy wychodzić z domów. W rezultacie zawarto zdecydowanie mniej transakcji niż w poprzednich kwartałach. W tych niepewnych czasach z zakupem mieszkania częściej mogły wstrzymywać się osoby o gorszej sytuacji finansowej niż ci, których kondycja finansowa była dobra. To mogło przełożyć się na podwyższenie poziomu cen i przejściowo wywindować nasz wskaźnik. Dopiero dane za III i IV kwartał pozwolą ocenić, czy liczba pensji potrzebnych do zakupu mieszkania wzrosła na trwałe" - wytłumaczył.
Dodał też, że "mimo wspomnianego wzrostu, dostępność mieszkań jest zdecydowanie lepsza niż w okresie poprzedniego boomu na rynku nieruchomości". "W drugim kwartale 2007 r. potrzeba było bowiem aż 180 średnich pensji do zakupu mieszkania" - przypomniał.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock