Strasburg, druga stolica zjednoczonej Europy, został na kilka godzin sparaliżowany w wyniku wielotysięcznej manifestacji europejskich pracowników. Protestowali przeciwko unijnej dyrektywie o wydłużeniu czasu pracy, która w środę będzie poddana pod głosowanie.
Dyrektywa, jeśli zostanie zaaprobowana w wersji uzgodnionej już przez Radę ministrów "27", umożliwi zaliczenie części czasu spędzonego na dyżurach (w tym lekarskich czy strażackich) do nieaktywnego czasu pracy.
W czerwcu rządy przyjęły kompromis, zgodnie z którym tydzień pracy w UE będzie nadal wynosił do 48 godzin, ale za zgodą pracownika będzie go można wydłużyć maksymalnie do 65 godzin (tzw. opt-out). Dyrektywa wprowadza także rozróżnienie na aktywny i nieaktywny czas dyżurów, np. lekarskich. Ten kompromis poparł też polski rząd.
Negocjacje nad kontrowersyjną dyrektywą od ponad trzech lat dzieliły kraje UE na "socjalny" obóz broniący praw pracowniczych i "liberałów" pod wodzą Wielkiej Brytanii, stawiających na pierwszym miejscu elastyczność przepisów (w tym w służbie zdrowia) oraz konkurencyjność gospodarki.
Europejska solidarność
Według związkowych organizatorów w demonstracji uczestniczyło 15 tysięcy ludzi, a według policji - 4.200. Demonstranci trzymali transparenty "Nie dla 65 godzin", "Pierwszeństwo dla praw pracowniczych".
Swą obecność na demonstracji zaznaczyło 40 federacji związkowych - w tym organizacje niemieckie DGB i Ver.Di, syndykat policji europejskiej Eurocop i polska "Solidarność".
Dla komunistycznego eurodeputowanego z Francji Francisa Wurtza, "stawka tej dyrektywy jest bardzo symboliczna".
- Ten prawdziwy powrót do czasów Dickensa może jedynie doprowadzić do skandalicznego ustawodawstwa - liberalizacji usług publicznych, zniesienia kodeksu pracy, a także presji na wynagrodzenia - uważa Wurtz.
Z kolei socjalistyczna eurodeputowana Catherine Trautmann ocenia, że sytuacja w Europie jest "dramatyczna". Oskarżyła rządy i Unię Europejską o nieskuteczność i wywoływanie kolejnych kryzysów.
"Nie chcemy płacić za ich kryzys"
Temat kryzysu ekonomicznego również nie umknął związkowcom. W rozdawanych ulotkach zwracali uwagę, że kolejne rządy krajowe tworząc coraz to nowe plany ratunkowe dla sektora finansowego, zapominają o tzw. realnej gospodarce. Kosztem miliardów dolarów przekazanych prywatnym firmom i bankom zostaną w ostatecznym rachunku obciążeni zwykli pracownicy. Protestujący domagali się "odbudowy solidarności, praw pracowniczych i socjalnych oraz podtrzymania zdobyczy Europy socjalnej".
Źródło: PAP, Kontakt 24
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt TVN24/Piotr Rogala