Pani Anna kilka dni temu, jako jedna z pierwszych osób, otrzymała emeryturę wypłaconą przez Otwarty Fundusz Emerytalny: 23,65 zł. ZUS dołożył 917,8 zł. Pani Anna w 1999 roku nie musiała przystępować do OFE, ale nie żałuje swojej decyzji. - Chciałam złamać monopol ZUS - mówi "Gazecie Prawnej".
Dziesięć lat minęło od emerytalnej rewolucji. W 1999 roku, po reformie emerytalnej wprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka, jak grzyby pod deszczu powstawały Otwarte Fundusze Emerytalne, werbując na różne sposoby chętnych do powierzenia im swoich składek.
Młodsi musieli się do któregoś z nich zapisać, najstarsi nie mogli, bo nie miałoby to sensu, a grupa "pośrednia" miała wybór, skąd - pozostać tylko w ZUS, czy część składek zostawić w ZUS, a część przenieść do OFE. Pani Anna miała wybór - i wybrała ten właśnie wariant.
- Moja decyzja była świadoma. Chciałam wesprzeć rozwiązanie, które likwidowało monopol ZUS. Uznałam, że to dobrze, iż odpowiedzialność za ubezpieczenia emerytalne, przynajmniej w części, zostanie podzielona. I wreszcie, nawet jeśli miałabym otrzymać z OFE złotówkę, nie tylko ZUS odpowiadać będzie za wypłatę świadczeń - mówi teraz, parę dni po tym, jak jako pierwsza Polka odebrała emeryturę z OFE. Emeryturę, która wyniosła dokładnie 23 złote i 65 groszy.
System nie jest już dziurą bez dna
Mimo, że za taką kwotę, wbrew zapewnieniom puszczanych 10 lat temu reklam, życie na emeryturze wciąż trzeba "udawać", to pani Anna nie żałuje. Satysfakcję daje jej to, że jest pionierem.
- Zdaję sobie sprawę, że reforma emerytalna z 1999 roku będzie tak naprawdę zdobyczą dla pokolenia, które rozpoczęło pracę krótko przed nią lub dopiero w 1999 roku - mówi. I tłumaczy, dlaczego jeszcze raz postąpiłaby tak samo. - Niezwykle ważne jest to, że o wysokości nowej emerytury nie będą decydować arbitralne decyzje, np. o tym, czy wybierać 10 czy 20 lat do ustalenia wysokości świadczenia. O wysokości emerytury będzie decydować wyłącznie kwota zebrana na indywidualnym koncie w ZUS i OFE. Ta suma zostanie podzielona przez przewidywany, statystyczny okres przeżycia. Innymi słowy system odda to, co się do niego wpłaciło - wyjaśnia pani Anna.
Mało, ale sprawiedliwie
Pani Anna nie narzeka na wysokość emerytury, bo wie skąd się ona wzięła. - Wynika to ze stosunkowo małego stażu pracy, który wyniósł do momentu przejścia na emeryturę nieco ponad 20 lat. Ponadto tylko przez osiem ostatnich lat - z ostatnich dziesięciu - odprowadzałam składki do ZUS i OFE. Co więcej, pochodziły one albo z działalności gospodarczej, gdzie jak wiadomo składki nie są zbyt wysokie, bo są naliczane od 60 proc. średniej płacy, albo z umów o pracę, które oscylowały wokół minimalnej płacy. Niestety, ze względu na sytuację na rynku pracy i ogólną sytuację w gospodarce prowadzenie firmy i opłacanie składek do ZUS okazało się niezmiernie trudne. Po zakończeniu prowadzenia firmy trudno też było mi, jako osobie zbliżającej się do emerytury, znaleźć pracę - mówi pierwsza emerytka ze zreformowanego systemu.
Źródło: "Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24