Skala zawirowań na rynkach finansowych w ubiegłym tygodniu była tak duża, że ekonomiści na razie nie potrafią tego wyjaśnić, jest to zapewne wynik znacznego osłabienia strefy euro - głosi poniedziałkowy raport instytutu Bruegel.
Według "Financial Times" taka zmienność rynku jest złowieszcza. Zmienność rynku w ubiegłym tygodniu była dla wszystkich zaskoczeniem, a inwestorzy uciekali do bezpiecznych aktywów w takim stopniu, że "po prostu nie można tego zjawiska zamieść pod dywan", ponieważ ostatni raz działo się to na taką skalę w 2008 roku - pisze specjalizujący się w makroekonomii komentator "FT" Gavyn Davies. Określa on tę zmienność jako "złowieszczą". W jego opinii rynki zaczęły reagować tak, jakby "świat miał się stoczyć w recesję".
Katastrofa?
Jeden z dyrektorów inwestycyjnych zarządzającej aktywami firmy Amundo Gestion Loic Becue przyznaje w rozmowie z dziennikiem finansowym "Les Echos", że rynki finansowe "otarły się o katastrofę, gdy zaczęły się masowe wyprzedaże". Trudno jednak - jego zdaniem - przewidzieć, czy ten tydzień przyniesie "zdecydowaną ulgę" i koniec zawirowań. Gwałtowna huśtawka zaczęła się w środę, gdy w ciągu kilku godzin rentowność amerykańskich obligacji 10-letnich (tzw. treasuries), uznawanych za najbardziej płynne i najbezpieczniejsze papiery świata, spadła z 2,21 proc. do 1,86 proc. Taka zmienność i "ucieczka ku aktywom +wolnym od ryzyka+ zdarza się zazwyczaj podczas gwałtownych spadków najważniejszych indeksów", co towarzyszy niepokojącym wydarzeniom geopolitycznym, albo jest oznaką nachodzącej recesji - wyjaśnia Davies.
Czarne dni
W piątek, po dwóch "czarnych dniach" na giełdach - jak je określił "Le Figaro" - członek rady Europejskiego Banku Centralnego Benoit Coeure powiedział, że publikowane ostatnio dane makro z regionu nie są dobre, ale zapewnił, że EBC w ciągu najbliższych dni rozpocznie skup aktywów i jest zobowiązany do podejmowania dodatkowych działań, jeśli będzie to konieczne. Zdaniem analityków sygnały takie pomogły rynkom, które w piątek odrobiły nieco straty; jednak w poniedziałek przed południem notowania na europejskich giełdach znów zaczęły spadać. Brytyjski indeks FTSE spadł o 1 proc., niemiecki DAX o 1,4 proc. a francuski CAC 1,3 proc.
Złe dane
Wyprzedaż w ubiegłym tygodniu była wyrazem obaw inwestorów o kondycję europejskiej gospodarki, zbyt niską inflację w strefie euro i negatywny wpływ tych zjawisk na rynek amerykański właśnie w tym niefortunnym momencie, gdy bank centralny, czyli Fed zapowiedział, że wycofuje się z operacji masowego skupowania aktywów (luzowania ilościowego) i zamierza - w przyszłym roku - podnieść stopy procentowe. "FT" wylicza też inne niepokojące sygnały - inwestorzy skupują niemieckie 10-letnie Bundy, których rentowność spadła do 0,84 proc., a rentowność obligacji Grecji od kilku dni utrzymuje się na niebezpiecznym poziomie ok. 8 proc.
Reakcja rynku
Zdaniem Daviesa rynek reaguje też na bardzo znaczny spadek popytu w światowej gospodarce, zwłaszcza poza Stanami Zjednoczonymi; dobrze notowane są w związku z tym akcje tzw. spółek defensywnych, czyli takich, w które inwestuje się, by uciec od ryzyka. Według ekspertów Bruegela, brukselskiego think tanku specjalizującego się w gospodarce, nie tłumaczy to jednak skali zawirowań na rynkach. "Gwałtowność tej korekty jest zastanawiająca" i może oznaczać, że na rynkach nie ma takiej płynności jak oczekiwano. Również "FT" podkreśla, że nawet dane o spowolnieniu niemieckiej gospodarki nie tłumaczą reakcji rynku.
Przez Ukrainę?
"Les Echos" przypomina, że słabszy wzrost Niemiec jest pochodną kryzysu na Ukrainie oraz napiętej sytuacji w relacjach z Rosją i trudno przewidzieć, kiedy ta gospodarka przyspieszy; tym niemniej gwałtowna wyprzedaż z ostatnich dni oznacza, że inwestorzy "stracili z pola widzenia oceny fundamentalne" w oczekiwaniu na jakieś optymistyczne sygnały z Niemiec. "Dane makroekonomiczne nie są takie złe" - mówi Loic Becue. - Teraz, gdy nabraliśmy już trochę dystansu możemy łatwiej wytłumaczyć to, co się stało. To przede wszystkim wynik złych informacji na temat niemieckiej gospodarki - tłumaczy on niedawną panikę.
Trudne do odwrócenia
Widoczne jest też to, że inwestorzy nie oczekują, że uda się powstrzymać spadek inflacji - uważa Davies. EBC ustaliło cel inflacyjny na poziomie tuż poniżej 2 proc., a szef Banku Mario Draghi obiecał nawet dostosowywać politykę monetarną do takiego celu, ale "inwestorzy są w tej sprawie bardzo, bardzo sceptyczni i o ile EBC nie uda się szybko zmienić tej percepcji" to stopniowe pogrążanie się strefy euro w deflacji może być "trudne do odwrócenia" - prognozuje Davies. "A może ta wyprzedaż oznacza, że rynki rozpoznają oznaki stagnacji, która ogarnia globalną gospodarkę?" - kontynuuje ekspert "FT", podkreślając jednocześnie, że tym razem system finansowy jest bardziej solidny niż podczas ostatniego kryzysu.
Ważne Niemcy
Becue podkreśla, że skoro niemiecka gospodarka jest kołem zamachowym gospodarki europejskiej, a dane o jej kondycji są niepokojące, to rynek bardzo potrzebuje teraz "upewniających sygnałów od banków centralnych" oraz "dobrych wiadomości". - Dobrą wiadomością dla niemieckiej gospodarki byłoby np. rozwiązanie kryzysu ukraińskiego - wyjaśnia Becue. Zawirowania na rynku w ubiegłym tygodniu nazwał Reuter oznakami "globalnego przerażenia". Inwestorzy pozbywali się bardziej ryzykownych aktywów na rzecz obligacji rządowych USA, złota i gotówki.
Autor: MSZ / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Deutsche Bank