Towarzystwa ubezpieczeniowe muszą stosować coraz wymyślniejsze chwyty, by przyciągnąć do siebie klientów. Na tańsze polisy OC nie ma jednak co liczyć. Mniej zapłacimy za to za autocasco - przekonuje "Gazeta Wyborcza".
Jak podkreśla "Wyborcza", firmy ubezpieczeniowe stosują różne metody przyciągania klientów - jedni obiecują błyskawiczną likwidację szkód, inni gwarantują szybki zwrot odszkodowania.
Nowicjusz na polskim rynku - Liberty Direct - decyzję o wypłacie odszkodowania wydaje już w ciągu dziesięciu dni. Z kolei w Generali odszkodowanie za stłuczkę do 4 tys. zł w ciągu dwóch dni trafia na kartę płatniczą Generali Visa. Ubezpieczyciele gotowi są sprzedawać polisy nawet za cenę, jaką zaproponuje klient. Tak robi Allianz Direct w swoim smartcasco. Trzeba jednak uważać, bo im mniejsza składka, tym niższe odszkodowanie dostaniemy - podkreśla "Gazeta Wyborcza".
Wszystko po to, żeby jak najwięcej uszczknąć z ubezpieczeniowego tortu, który na koniec roku może być wart nawet 20 mld zł. A chętnych do podziału jest coraz więcej.
Taniej... nie będzie - Jeszcze kilka lat temu Polacy nie mieli dużego wyboru, ubezpieczali się w PZU albo w... PZU - mówi "Gazecie" Damian Ziąber, rzecznik Link4. W ostatnich latach do Polski weszli jednak wielcy światowi ubezpieczyciele: AXA, Allianz czy Liberty Direct. I od razu przystąpili do ataku. "Kup OC i AC do 30 proc. taniej" - zachęcał w reklamach Liberty Direct. AXA obiecywała OC tańsze o 300 zł niż u konkurencji. Wszystkich na głowę pobił Allianz, kusząc kierowców "najtańszym OC i AC na rynku".
Do walki stanęły także inne towarzystwa. W efekcie polisy OC potaniały o kilkanaście procent, i to mimo że wartość wypłacanych odszkodowań wzrosła w tym czasie o kilkanaście procent - wylicza "Gazeta Wyborcza". Dzisiaj ich ceny należą do najniższych w Europie. Za OC płacimy średnio 100 euro rocznie, podczas gdy w Niemczech jest to 250 euro, a w Luksemburgu - niemal 400 euro. Drożej jest też w innych krajach środkowej Europy, np. Węgrzy płacą za OC 180, a Słowacy 170 euro.
Zdaniem "Gazety" taniej już nie będzie, bo ubezpieczyciele nie mogą bardziej obniżyć cen. - Większe znaczenie będzie miała za to jakość świadczonych usług, w tym szybka obsługa, sprawna i rzetelna likwidacja szkód i pewność wypłaty odszkodowania - mówi Ziąber.
Cena to nie wszystko Ubezpieczyciele zaczęli od przeprowadzenia ankiet wśród swoich klientów. Okazało się, że Polakom coraz częściej nie wystarczy niska cena ubezpieczenia, chcą też mieć pewność, że w razie wypadku, towarzystwo ubezpieczeniowe nie będzie im robić żadnych problemów. To może im zagwarantować ubezpieczenie dobrowolne autocasco, ale większości na nie zwyczajnie nie stać. Dzisiaj ma je jedynie jedna czwarta kierowców (3,1 mln).
Z myślą o mniej zamożnych klientach dwa największe na rynku towarzystwa - PZU i Warta - niemal równocześnie wprowadziły polisy z mniejszym zakresem ochrony - tzw. minicasco. Takie ubezpieczenie obejmuje np. kradzież, ale nie uwzględnia mniejszych szkód, np. stłuczki - pisze "Wyborcza".
Ubezpieczyciele maja się o co bić, bo na razie zaledwie 25 proc. kierowców wykupuje ubezpieczenie autocasco. Chętnych jednak z każdym rokiem przybywa. Do tego na ubezpieczeniach autocasco w przeciwieństwie do polis OC towarzystwa rzeczywiście zarabiają. W ubiegłym roku było to 303 mln zł, o połowę więcej niż rok wcześniej. I to pomimo ciągłego spadku cen.
Do spadku cen przyczynia się nie tylko konkurencja między ubezpieczycielami, ale i spadek kradzieży samochodów. W ubiegłym roku policji zgłoszono przeszło 21 tys. kradzieży aut, podczas gdy jeszcze osiem lat temu było ich trzykrotnie więcej. Mniej jest też wypadków na drogach. W całym 2007 r. było ich 49,5 tys., podczas gdy jeszcze dziesięć lat temu o 17 tys. więcej - podsumowuje "Gazeta".
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl