To już niemal wojna handlowa: Węgry i Słowacja spierają się o wino. Konkretnie o to, kto ma prawo do używania tradycyjnej nazwy: Tokaj.
Węgrzy, dla których Tokaj to jedno z ważniejszych źródeł narodowej dumy, nie zgadzają się na to, aby Słowacy rozszerzyli obszar, na którym mogą produkować powszechnie znaną markę wina.
Słowaccy producenci wina mają do dyspozycji prawie 600 hektarów, gdzie mogą uprawiać winogrona, z których następnie powstaje Tokaj. Do takiego porozumienia doszły oba kraje jeszcze przed wstąpieniem do Unii Europejskiej w 2004 roku.
Teraz jednak Słowacy zamierzaja powiększyć ten obszar o prawie 300 hektarów, czemu stanowczo sprzeciwiają się Węgrzy, twierdząc, że słowacki Tokaj nie dorównuje jakością węgierskiemu.
- Słowackie wino, które jest wytwarzane w zupełnie inny sposób, sprzedaje się pod taką samą nazwą, co nasze, węgierskie. I oczywiście, to wino, które jest wytwarzane zgodnie z bardziej restrykcyjnymi regułami, ma trudniejszą sytuację na rynku. Dlatego będziemy się domagać, aby nazwy Tokaj mogli używać tylko producenci działający na terenach, gdzie tradycyjnie produkowano wino tego rodzaju - tłumaczy Zoltan Harcz z węgierskiego ministerstwa rolnictwa.
Z tą argumentacją zupełnie nie zgadzają się Słowacy. Ich zdaniem słowacki Tokaj węgierskiemu nie ustępuje pod żadnym względem. - Doprowadziliśmy do ujednolicenia przepisów słowackich i węgierskich. Proces produkcji wina jest więc taki sam po obu stronach granicy, obowiązują nas te same standardami mikrobiologiczne. I to wszystko jest zapisane w prawie! - dowodzi słowacka producentka win Maria Macikova.
Rozmowy między stronami konfliktu utkwiły na razie w martwym punkcie, a Węgrzy grożą swoim sąsiadom pozwaniem do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Na szczęście z zakupem szklanki lokalnego wina do kolacji nie powinno być problemu ani na Węgrzech, ani na Słowacji...
//sk
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES