"Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy"? Na to pytanie, w najbliższą niedzielę, odpowiedzą Węgrzy. Prezydent Viktor Orban straszy rodaków, że naszej cywilizacji grozi zagłada. Na kampanię na "nie" wydano 10 mln euro. I zarówno słowa, jak i te wydatki, zdają się przynosić efekty. Materiał programu "24 Godziny".
W referendum zostanie postawione pytanie: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?".
Referendum
Głosowanie będzie trwać od godz. 6 do 19. Do udziału w nim jest uprawnionych ponad 8,27 mln obywateli, przy czym osoby bez zameldowania na Węgrzech (dysponujący węgierskim obywatelstwem mieszkańcy państw ościennych) mogą głosować listownie. Narodowe Biuro Wyborcze zapowiedziało, że o godz. 22-23 w niedzielę powinien już być podliczony dość wysoki odsetek głosów.
Według najnowszych badań opinii publicznej przytłaczająca większość osób, które deklarują udział w referendum, chce na stawiane w nim pytanie odpowiedzieć przecząco. W sondażu ośrodka Median oddanie głosu na "nie" zapowiedziało aż 83 proc. respondentów, a na "tak" - 13 proc. Według sondażu Instytutu Publicus 86 proc. ankietowanych jest zdania, że do Europy przybywa za dużo uchodźców, a dwie trzecie uważają, że nie ma obowiązku pomagania im.
Kampania
Do głosowania przecząco namawia rząd w bardzo intensywnej kampanii, w której wiąże imigrację z zagrożeniem terrorystycznym. Za oddaniem głosu na „nie” jest również opozycyjna skrajnie prawicowa partia Jobbik. Za bojkotem lub oddaniem nieważnego głosu opowiada się Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP) i kilka innych ugrupowań, a za głosowaniem twierdząco - Węgierska Partia Liberalna, która w takiej odpowiedzi widzi głos za otwartą i solidarną Europą.
Udział w referendum deklaruje według sondaży Instytutu Publicus i Zavecz Research 54 proc. ankietowanych, analitycy podkreślają jednak, że frekwencję najtrudniej prognozować na podstawie sondaży, gdyż zwykle więcej osób zapowiada udział w głosowaniu, niż rzeczywiście przychodzi do urn. Referendum będzie ważne, jeśli ważny głos odda w nim ponad połowa wyborców.
Dyskusja o celach...
W prasie węgierskiej trwają tymczasem dyskusje o tym, jaki cel przyświecał rządowi, gdy rozpisywał referendum – antyimigracyjne nastroje były bowiem silne na Węgrzech jeszcze przed rozpoczęciem kampanii referendalnej.
Premier Viktor Orban mówił, że referendum ma mu pomóc w walce o zaostrzenie polityki imigracyjnej w Unii Europejskiej, której w przeciwnym wypadku grozić będzie występowanie kolejnych po Wielkiej Brytanii państw.
Zapowiedział już, że referendum będzie miało konsekwencje publiczno-prawne i decyzję, jaka w nim zapadnie, należy w jakiejś formie uwzględnić w węgierskim systemie prawnym. Przewodniczący parlamentu Laszlo Koever powiedział we wtorek, że może dojść do nowelizacji ustaw lub wprowadzenia zmian do konstytucji.
Co dalej?
W zeszłym tygodniu wysoko postawione źródło zbliżone do rządu powiedziało dziennikowi „Nepszabadsag”, że słyszało na spotkaniu w ścisłym gronie, jak Orban mówił, iż "w razie powodzenia referendum mógłby zaproponować modyfikację traktatu podstawowego UE", i że według otoczenia premiera możliwe jest zaproponowanie takiej zmiany traktatu, która wzmocniłaby suwerenność państw narodowych, stawiając politykę imigracyjną państw członkowskich ponad wspólne prawo unijne.
Orban, pytany o te doniesienia, odparł, że najpierw należy określić treść pożądanych zmian, a potem formę. - Jeśli w Rzymie, gdzie w marcu zamkniemy debaty dotyczące reformy Unii, okaże się, że należy skorygować traktat podstawowy, to wystąpimy z takim postulatem. Jeśli zaś okaże się, że można rozwiązać problem bez tego, to powiemy, że to niepotrzebne - oświadczył.
Z szeregów opozycji podnoszą się głosy, że referendum ma odwrócić uwagę od rzeczywistych problemów, takich jak ubóstwo czy kiepska służba zdrowia.
Słychać także opinie, że Orban już osiągnął to, na czym mu zależało. - Wiele instytucji badawczych stwierdziło, że gdy mowa o imigracji, popularność Fideszu rośnie. Kiedy mowa o innych sprawach – oświacie, opiece zdrowotnej czy gospodarce - popularność Fideszu spada(…) Pod tym względem referendum już wiele osiągnęło – ocenił dyrektor liberalnego Republikon Institute Csaba Toth.
We wrześniu ubiegłego roku państwa UE podjęły decyzję o rozmieszczeniu między siebie w ciągu dwóch lat 160 tysięcy uchodźców docierających do Grecji i Włoch. Udział w programie jest obowiązkowy, a każdy kraj ma przypisaną liczbę uchodźców, którą ma przyjąć. Przeciw głosowały Węgry, Czechy, Słowacja i Rumunia.
Program "24 Godziny" od poniedziałku do piątku na antenie TVN24 BiS o godz. 21.00.
Autor: tol/gry / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: kormany.hu