Ambasadorzy państw UE wstępnie ustalili rozszerzenie listy osób, które zostaną objęte sankcjami wizowymi i finansowymi w związku z kryzysem na Ukrainie. Mają znaleźć się na niej także te z bliskiego otoczenia prezydenta Rosji Władimira Putina - informuje Reuters, powołując się na źródła dyplomatyczne. Biały Dom zapowiedział z kolei zaostrzenie sankcji.
Spotkanie ambasadorów państw UE w Brukseli trwa od godz. 16.30. Jest poświęcone rozszerzeniu listy osób objętych sankcjami wizowymi i finansowymi. Obecnie znajduje się na niej 87 osób i 20 organizacji.
Nowa lista nie będzie długa, ale są "to istotne osoby i podmioty", w tym "znajomi Putina" - twierdzą dyplomaci. Ma być opublikowana jutro lub w środę.
Według źródeł na spotkaniu, oprócz rozszerzenia listy, uzgodniono też nałożenie restrykcji na spółki zaangażowane w destabilizowanie Ukrainy. Ostateczne decyzje zapadną jednak dopiero jutro.
Szybka procedura
Rozszerzona lista będzie musiała zostać jeszcze zatwierdzone przez rządy państw UE, co zapewne stanie się w drodze tzw. procedury pisemnej.
W piątek szef Rady Europejskiej Herman Van Rompuy zaapelował do przywódców unijnych, by upoważnili swych ambasadorów przy Unii, do wyrażenia zgody na sankcje, aby nie było potrzeby zwoływania dodatkowego szczytu UE.
Cyniczna Rosja
W sprawie sankcji wypowiedział się także Biały Dom. - USA oczekują, że UE w tym tygodniu przyjmie sankcje wobec Rosji, w tym wobec kluczowych sektorów jej gospodarki - poinformował zastępca doradcy prezydenta USA ds. bezpieczeństwa Tony Blinken. Powiedział również dziennikarzom, że podczas poniedziałkowej telekonferencji prezydenta Baracka Obamy z przywódcami Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii i Niemiec, przywódcy europejscy oświadczyli, że podzielają amerykańską "determinację, by działać", aby powstrzymać Rosję od dalszego destabilizowania sytuacji na Ukrainie.
- Z naszej strony (zapewniamy), że przy pełnej koordynacji z UE, Stany Zjednoczone również podejmą dodatkowe działania - dodał Blinken. Nie powiedział, jakie dokładnie sankcje zostaną nałożone na Rosję, ale wskazał, że należy oczekiwać, iż sankcje UE będą dotyczyć kluczowych gałęzi gospodarki, w tym "sektorów finansowego, zbrojeniowego i energii". Jak wyjaśnił, Rosja nie tylko w dalszym ciągu wspiera separatystów na wschodzie Ukrainy, "cynicznie wykorzystując to, że uwaga (świata) skoncentrowana jest na wypadku (pasażerskiego samolotu malezyjskich linii lotniczych) z 17 lipca", ale w ostatnim czasie zwiększyła też dostawy broni ciężkiej przez granicę. - Widzimy konwoje czołgów, wyrzutni wieloprowadnicowych, dział samobieżnych i innych pojazdów bojowych. Są dowody, że będą dostarczać jeszcze więcej wyrzutni - powiedział Blinken. Ponadto - dodał - Rosja ponownie gromadzi przy granicy z Ukrainą znaczne siły wojskowe, "potencjalnie przygotowując się na tzw. operację humanitarną czy pokojową interwencję na Ukrainie". - Konieczne jest podjęcie już teraz kroków, by przekonać Rosję, aby zmieniła kurs i wstrzymała wysiłki zmierzające do destabilizacji Ukrainy - podkreślił. Blinken wyliczał, w jaki sposób wprowadzone przez Zachód sankcje już bardzo szkodzą rosyjskiej gospodarce: spada wartość rubla, z Rosji ucieka zagraniczny kapitał i inwestycje, a prognozy wzrostu gospodarczego "praktycznie spadły do zera".
Kto na unijnej liście?
Do tej pory restrykcjami za działania destabilizujące Ukrainę UE objęła separatystów na wschodzie tego kraju, grupę rosyjskich polityków i wojskowych. UE ukarała też dotąd dwie firmy energetyczne z zajętego przez Rosję Krymu. Na liście osób objętych sankcjami znalazł się m.in.: prezes Rosnieftu Igor Sieczin, bliski współpracownik Putina i największy udziałowiec Banku Rossija Jurij Kowalczuk, szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji (FSB) Aleksandr Bortnikow i dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego Michaił Fradkow.
Sankcjami objęto szereg innych osób zajmujących kluczowe stanowiska, m.in. zastępcę szefa Rady Bezpieczeństwa Rosji Raszida Nurgalijewa, sekretarza Rady Nikołaja Patruszewa, członka Rady Borysa Gryzłowa, a także szefa Republiki Czeczeńskiej Ramzana Kadyrowa.
Autor: rf/km/zp / Źródło: reuters, pap