Podjeżdżali w grupach na stację benzynową, tam tankowali za kilka złotych, a nawet za złotówkę, jedli hot dogi i pili kawę. A potem wolno jechali na inną stację - tak kierowcy w kilku miastach Polski skrzyknięci na Facebooku protestowali przeciwko wysokim cenom paliw. Zapowiadają, że to nie koniec, a wicepremier Waldemar Pawlak przypomina jak zawsze w takiej sytuacji: minister finansów może obniżyć akcyzę.
Organizatorem protestu jest Polska Inicjatywa Obywatelska, która w grudniu ubiegłego roku nawoływała do zaangażowania się w podobną demonstrację. Udział w akcji potwierdziło na facebooku ponad dwa tysiące osób. Zaproszonych było ponad 10 tysięcy zmotoryzowanych.
"Zbierzemy się na parkingach w całej Polsce (...), podzielimy na grupki i udamy się na stacje benzynowe. Tam podjeżdżamy do dystrybutora, tankujemy za symboliczną złotówkę, idziemy zapłacić, pooglądać gazety, zjeść hot-doga itp. Wracamy do samochodu i tankujemy znowu i tak np. tankujemy za 20,50,100 zł. - tak nawoływali do protestu.
Jak najwolniej pod Sejm
W Warszawie kierowcy przejechali wolno obok gmachów najważniejszych urzędów, m.in. Sejmu i Urzędu Rady Ministrów. Do blokady ruchu ulicznego nie doszło. Według organizatorów w proteście przejechało kilkadziesiąt aut. - To ma być ostrzeżenie, że polscy obywatele potrafią się zjednoczyć przeciwko okradaniu ich, przeciwko drożyźnie - powiedział jeden pomysłodawców protestu, Tomasz Rudzki. Dodał, że wysokie ceny paliw przekładają się na podwyżki innych produktów, w tym tak podstawowych jak żywność i nakręcają spiralę cen. Kolejna taka akcja ma się odbyć 28 stycznia.
- Jeśli protest 28 stycznia nie przyniesie rezultatu, wówczas zorganizujemy kolejny, który może spowodować, że cała Warszawa naprawdę stanie - powiedział Rudzki.
Inni organizatorzy zapowiadają też podjęcie kolejnych kroków, jakimi będą m.in. blokady ulic miast oraz tras szybkiego ruchu i autostrad, czy blokowanie dojazdu do koncernów naftowych w całej Polsce. - Przy zablokowanych stacjach wpływy z podatków w danym dniu na pewno będą mniejsze. Pokażmy wszystkim, że nie jesteśmy marionetkami w rękach rządu! Pokażmy, że też mamy coś do powiedzenia! - nawoływali.
Wyjście "bez korowodów"
O sytuację na rynku paliw pytany był w poniedziałek wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. I choć nic nie sugerował i do niczego nie namawiał, to przypomniał, to co zawsze przy okazji, gdy ceny paliw biją rekordy: Minister finansów może obniżyć akcyzę na trzy miesiące.
- Przy wysokich cenach paliw minister finansów niewątpliwe dostaje ekstra premię do budżetu w postaci VAT, który naliczany jest od kwoty bazowej, czyli wynikającej z ceny przerobu paliwa plus akcyza. A więc jak ceny są wyższe, to minister dostaje większe przychody niż to zaplanował w budżecie. A więc utrzymując realną równowagę w stosunku do klientów, mógłby obniżyć akcyzę na trzy miesiące i to nie musi mieć żadnych europejskich, czy sejmowych "korowodów", ponieważ jest to decyzja osobista ministra - mówił Pawlak. Dodał jednak, że w tej sprawie trzeba rozmawiać bezpośrednio z Jackiem Rostowskim. - Moje dyskusje w zeszłym roku były bezowocne - podkreślił.
Szef ludowców nie tylko w zeszłym roku przed wyborami, ale i wcześniej optował za takim sposobem ulżenia kierowcom. Zawsze bezskutecznie.
Pawlak przypomniał też, że po wybuchu wojny w Libii przyjęto decyzję o uwolnieniu zapasów paliw, "aby zmniejszyć ciśnienie na rynku".
Wicepremier zwracał też uwagę, że cena baryłki ropy wciąż utrzymuje się powyżej 100 dol, ale ponieważ złoty do dolara jest bardzo słaby, to w przeliczeniu na naszą walutę, baryłka jest wyjątkowo droga. – Nawet droższa niż była w szczycie kryzysu w 2008 roku – podkreślił.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24