Stocznia marynarki Wojennej stanie w przyszłym tygodniu na dwie godziny, jeśli załoga nie otrzyma zaległych pensji - zdecydowali w referendum pracownicy zakładu. Chcą też rozmów nt. przyszłości spółki. Jej prezes zapowiada, że w najbliższych dniach stoczniowcy otrzymają pieniądze.
Ponad 1.300 pracowników firmy nie dostało pensji za czerwiec, a w maju pełne wynagrodzenia otrzymało tylko 30 proc. zatrudnionych. Zdaniem związkowców, zakład zalega już wobec załogi z tego tytułu prawie 4 mln zł.
Prezes stoczni Roman Kraiński poinformował, że w piątek na konto stoczni wpływają z MON pieniądze, które pokryją całe zaległości wobec pracowników. Zapewnił, że również w piątek pensje będą przelewane na konta stoczniowców, a wynagrodzenia za lipiec otrzymają oni w terminie.
Przewodniczący Solidarności w stoczni MW Mirosław Kamieński powiedział, że "jak wpłyną zaległe pensje, to już nie będzie powodu do organizowania strajku". Zastrzegł jednak, że w przypadku zwłoki załoga przystąpi do protestu.
Trudne czasy już od dawna
Ponad 99 proc. akcji Stoczni Marynarki Wojennej posiada Agencja Rozwoju Przemysłu, pozostałymi dysponuje Ministerstwo Obrony Narodowej, którego zamówienia stanowią w ok. 70 proc. działalność firmy.
Stocznia MW w Gdyni w 2006 r. dwukrotnie straciła płynność finansową. ARP tłumaczyła wówczas, że powodem kłopotów był przerost zatrudnienia oraz nierentowne kontrakty. Sytuacja poprawiła się pod koniec 2007 roku, kiedy zredukowano zatrudnienie; po komercjalizacji przedsiębiorstwa stocznia mogła zacząć realizować zlecenia nie tylko dla wojska, ale też dla kontrahentów cywilnych.
Obecnie stocznia - oprócz zamówień MON - realizuje także kontrakty m.in. dla Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR oraz dla zleceniodawców z Belgii, Wielkiej Brytanii i Norwegii.
Działacze związkowi Stoczni Marynarki Wojennej oczekują też rozmów z przedstawicielami MON nt. przyszłości zakładu.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24